poniedziałek, 29 lipca 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part III :)

Budzę się ze snu z Harrym w roli głównej. Wzdycham głęboko. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Zerkam na zegarek – godzina 10.00. Zazwyczaj śpię o wiele dłużej. Wstaję z łóżka i dopiero teraz orientuje się, że jestem strasznie głodna, więc od razu kieruję się do kuchni. A więc co by tu teraz zjeść? Już wiem naleśniki! Szykując odpowiednie produkty, dopiero po chwili zauważam kartkę o następującej treści:
” Jak zapewne wiesz, mamy dzisiaj z chłopakami koncert, a więc wrócę późno. Czuj się jak u siebie. I pamiętaj co mi obiecałaś – masz się wziąć w garść.
Liam „                                                                
- Nic takiego nie obiecywałam – mówię, chociaż wiem, że nikt tego nie słyszy. Jednak zdaje sobie sprawe, że chłopak ma rację, muszę wziąć się w garść. Nie ma innej opcji.
A więc biorę się za robienie naleśników. W gotowaniu jestem dobra, albo jak mówi Niall jestem „najlepsiejszym mistrzuniem mistrzuniów”. Gdy naleśniki są już gotowe robię im zdjęcie i wysyłam je Niall’owi z podpisem:
”Patrz i mi zazdrość”.
Po minucie dostaje odpowiedź:
”Ejjjj … To nie fair! Z ciebie to naprawde zła kobieta jest! Pamiętaj, że jutro przychodzę do was na kolację J
Ugh… No tak, zapomniałam. A więc Niall jeszcze nie wie. Dlaczego to ja muszę być tą, która mu powie?
” Ja i Harry nie jesteśmy już razem”
Tym razem przerwa pomiędzy esemesami jest o wiele dłuższa, bo odpowiedź dostaję dopiero po piętnastu minutach.
” Przykro mi”
Uśmiecham się ponuro:
” Dlaczego? Tymczasowo mieszkam u Liam’a, więc możesz przyjść jutro na kolację do niego ;) „
”No to będę”
I to by było na tyle, jeśli chodzi o esemesy. Po zjedzeniu naleśników postanawiam wyjść na dwór i trochę się przewietrzyć. A więc idę do swojego pokoju i przebieram się w miętowe rybaczki i szary bezrękawnik z nadrukiem. Na nogi zakładam vansy. Wracam powrotem do kuchni i tam ostatniego naleśnika wkładam do śniadaniówki, którą umieszczam w swojej torebce.
*Na dworze*
Dzwonie po taksówkę, która przyjeżdża po jakichś pięciu minutach.
- Dzień dobry – uśmiechem witam kierowcę.
- Witam – mężczyzna odwzajemnia uśmiech – Gdzie panienke podwieźć?
- Pod stadion Wembley, poproszę – odpowiadam. Lubię być dla ludzi miła. To, że mi się nieukładna, to nie znaczy, że inni też mają to odczuć.
*15 min później*
Mimo, że koncert odbędzie się dopiero za jakieś pięć godzin, pod stadionem zebrał się już dość spory tłum fanek. Przede mną trudne zadanie, bo muszę się przez ten cały tłum przecisnąć. Ehhh no trudno… dam radę. Zaczynam pchać się do przodu, co chwile mówiąc „Przepraszam”, aż w końcu udaje mi się dojść do barierek. Po chwili zauważam przy wejściu na obiekt, znajomą postać.
- Paul! – dre się – Paul!
Mężczyzna zauważa mnie i podchodzi bliżej.
- Witaj [t.i] – uśmiecha się.
- Hej! – odwzajemniam uśmiech – Mógłbyś to dać Niall’owi? – wyciągam z torebki śniadaniówkę.
- Co to? – pyta podejrzliwie.
- A co można dać Niall’owi? – śmieję się – To jedzenie, a konkretniej naleśnik.
Paul odbiera ode mnie opakowanie i zagląda do niego.
- Następnym razem mogłabyś też pomyśleć o biednym ochroniarzu – uśmiecha się – Dobrze, przekażę mu tego naleśnika.
- Dzięki – mówię i odchodzę, kierując się w stronę domu.
10 minut później dostaję esemesa od Niall’a:
”Dzięki! Jesteś wspaniała! xoxoxoxoxoxoxo”
Uśmiecham się pod nosem. Liam miał rację – jestem silna i to przetrawam.
***
Uśmiech by­wa ak­tem męstwa, smu­tek to słabość i pos­ta­wa zbyt wy­god­na. Być ra­dos­nym i dob­rym, kiedy świat jest smut­ny i zły, to do­piero odwaga.”

***

2 komentarze: