niedziela, 29 września 2013

Part III "Nie jest aż tak źle"


Właśnie odłożyłam słuchawkę telefonu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Chyba się z nikim nie umawiałaś, Allie?
To już miesiąc, jak mieszkam w mieszkaniu od Modest’u. Tommy, bo tak kazał na siebie mówić chłopak w kolorowych ciuchach, wszystko mi wytłumaczył. Dostałam nowe sprzęty, markowe ciuchy. Cóż, nigdy nie śmierdziałam groszem. W akademiku ledwo wiązałam koniec z końcem, więc moje ciuchy nie należały do najdroższych. Nigdy się tym nie przejmowałam, nie obchodziło mnie zdanie ludzi, którzy patrzą tylko na to, jak ktoś jest ubrany. Inaczej dobierałam sobie przyjaciół. Teraz musiałam zachowywać się nieco inaczej. Zwracać szczególną uwagę na wygląd, jakby to było w życiu najważniejsze. Nigdy nie przepadałam za takimi ludźmi, a teraz… Teraz sama się taka stanę.
I tak właśnie wygląda twoje szczęście, Allie. Ciesz się, że nie musisz być hipisem.
Idąc w stronę drzwi, minęłam lustro. Byłam ubrana w szare, dresowe spodnie ze ściągaczami i zwykłą, białą koszulkę. Na nogach miałam tenisówki. Oczywiście ten ‘zestaw’  musiałam sobie kupić sama, gdyż nie był on zbytnio stylowy. Włosy związane były w kucyk.
Westchnęłam i otworzyłam drzwi. Za nimi stał Liam.
Przez ostatni miesiąc spotkaliśmy się dwa razy, ale były to tylko spotkania na etapie przyjaciół, jak nazwał to Tommy. Potem Payne wyjechał w trasę i więcej się nie widzieliśmy, a moje życie wróciło do normy. No prawie. Pomijając nowe mieszkanie, stylowe ciuchy, nagły przyrost zainteresowania zarówno ze strony mediów jak i ludzi na uczelni. Po jego powrocie etap przyjaciół miał się przerodzić w coś więcej. Naprawdę się tego obawiałam.
- Hej – zmierzył mnie wzrokiem.
Hej, Liam. Co tu robisz? Dlaczego wróciłeś, skoro miałeś nigdy tego nie robić, tak jak sobie życzyłam? Aha i nie mierz mnie tak wzrokiem, bo wydłubie ci oczy i dam do połknięcia chomikowi, którego nie mam.
- Cześć – wpuściłam go do środka.
- Mam tu posiedzieć do wieczora – oświadczył.
- Jak późnego?
- Dwudziesta trzecia.
Pokiwałam głową.
Jest źle.
Chłopak ściągnął z siebie płaszcz i powiesił go na haczyku. Miał na sobie czarny sweter, z pod którego wystawał rąbek białej koszulki. Czarne spodnie opinały lekko jego nogi, a białe buty widoczne były w półmroku przedsionka.
Poczułam się przy nim jak niechluj.
Bo nim jesteś.
- Chcesz się czegoś napić? – przerwałam krępującą ciszę.
- Wody.

Zastałam go siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję.
Nie no. Co tam, Liam. Nie krępuj się. Ależ oczywiście, że możesz tu robić co chcesz. W końcu to dom głupiutkiej Allie. Co to tam, jakaś aktoreczka, nikt więcej.
Wkurzona położyłam przed nim szklankę z wodą, o którą prosił, nie sory, której zażądał. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
- Dawno wróciłeś? – podjęłam rozmowę. W końcu skoro mamy udawać parę, to chyba musimy się chociaż trochę lubić, nie?
- Nie.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o lubienie się.
Świetnie, Allie. Ty to zawsze potrafisz wzbudzać w ludziach sympatię.
Skierowałam swój wzrok na telewizor, jednak ciągle nie mogłam skupić się na filmie.
W takim dziwnym stanie wytrwałam pół godziny, gdy nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Rose.
- Halo? – odebrałam.
- Allie! Wbijaj do mnie! Jest impreza! Zajeeeebistaaaa! – w jej głosie wyczułam że jest już trochę pijana.
Serio, Rose? Dopiero dziewiętnasta.
- Sory, ale nie mogę.
- Czeeeemu?
- Jestem – zerknęłam na Payne, który nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.- …zajęta.
- Ejjj noooo!
- Sory, Rose. Innym razem. Muszę kończyć. Zacnej zabawy.
- Dzięks.
No i się rozłączyła.
Gratulacje, Allie. Właśnie ominęła cię, być może najlepsza impreza w twoim idiotycznym życiu, a ty zamiast na niej być siedzisz w domu z gościem, który nawet cię nie lubi.
Westchnęłam. Byłam wkurzona na siebie i swoje życie.
Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Tak po prostu?
- Zagrajmy w grę – usłyszałam nagle gruby głos Liama.
Zabrzmiało całkiem jak z tego horroru.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Ja zadaję jedno pytanie a ty mi na nie szczerze odpowiadasz i tak na zmianę.
Ale mi gra.
- Dobra. Zaczynaj.
- Skąd pochodzisz?
- Co? – zamrugałam, a on zmarszczył brwi.
- Bo chyba nie jesteś z Anglii?
- Nie. Urodziłam się w Polsce i tam mieszkałam przez pierwsze dwanaście lat swojego życia. Potem na trzy lata wyjechałam z rodzicami do Irlandii. A teraz jestem tu, na studiach. Moja mama jest polką, tata londyńczykiem – nie wierzyłam, że aż tyle mu o sobie opowiedziałam – Skąd wiedziałeś, że nie jestem stąd?
- Masz specyficzny akcent – uśmiechnął się.
Ma ładny uśmiech.
- Teraz ty – oświadczył.
Jakie by mu tu zadać pytanie?
- Zerwałeś z Sophie tak naprawdę czy tylko udajecie? – zapytałam, przypominając sobie artykuł na jakiejś stronce.
- Udajemy.
Chyba nie chciał na ten temat rozmawiać, więc dałam mu spokój i tylko pokiwałam głową.
- Dlaczego to robisz?
Hmm… Dobre pytanie. Sama chciałabym znać odpowiedź.
- Moja mama potrzebuje pieniędzy – powiedziałam bez ogródek – Ja potrzebuję pieniędzy. Poza tym nie chcę, aby wywalono mnie ze studi. Nie miałabym nawet kasy na powrót do Polski, a co dopiero na kupno lub wynajem własnego mieszkania.
Chłopak zmarszczył czoło i nic nie powiedział.
- Dlaczego mnie nie lubisz? – naprawdę chciałam to wiedzieć. – To znaczy, wiem, że nie będziesz mnie uwielbiał i w ogóle, ale chciałabym wiedzieć, czemu jesteś w stosunku do mnie taki chłodny i wredny.
Popatrzył na mnie łagodnie.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło, ale ciągle nie mogłem przestać myśleć o tym, że chodzi ci tylko o kasę i sławę, nic więcej. Myślałem, że jesteś pustą lalunią, która łapie nadarzającą się okazję. Teraz wiem, że tak nie jest i obiecuję się poprawić – uśmiechnął się uroczo.
- Serio. Czy ja wyglądam na pustą lalunię?!
Spojrzał na mnie oraz mój luzacki ubiór i się roześmiał. Spodobało mi się jego śmiech.
- Nie – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Gadaliśmy tak jeszcze trochę, dopóki Liam mógł iść już do domu.

Muszę przyznać, że nie jest taki zły, jak mi się na początku wydawało.


***

Bardzo Was PRZEPRASZAM, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. Chociaż moim skromnym, autorskim zdaniem wyszedł dość słabo. 3 komentarze i pisze dalej ;)))

Może być? ;/////

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 21 września 2013

Part II "Mieszkanie"


- A więc… Co studiujesz? – byliśmy na zewnątrz, a wokół kłębiło się mnóstwo dziennikarzy.
- Aktorstwo – uśmiechnęłam się lekko. – Zawsze o tym marzyłam.
- Pamiętam. – Zaskakujące, z jaką łatwością przychodzi ludziom kłamać.
- A ty… Sława, fani, koncerty. Twoje marzenia się spełniły. To najlepszy dowód, że moje też mogą.
Uśmiechnął się.
- Nigdy nie wątpiłem w twoje marzenia.
- Wiem.
Pokiwał głową.
- Cieszę się, że mogliśmy się spotkać.
- Ja też – uśmiechnęłam się.
- Może umówimy się jeszcze kiedyś? – po raz pierwszy spojrzał mi w oczy.
- Czemu nie? Dam ci swój numer.
Zaczęłam grzebać w torebce, dopóki nie wyciągnęłam z niej czarnego markera. Złapałam chłopaka za rękę i zaczęłam po niej bazgrać.
- Rozczytasz się?
Spojrzał na swoją dłoń i się roześmiał.
- Tak. Raczej tak.
Ten śmiech wydawał mi się szczery. Ale kto go tam wie? Może on też ma jakieś zdolności aktorskie?
- To ja lecę, bo się spóźnię. Pa.
Wprawdzie nie wiem, na co miałabym się spóźnić, ale…
- Pa.
Odwróciłam się i poszłam w stronę adresu zapisanego na karteczce.
Przedstawienie skończone.
Jakoś w połowie drogi usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Przepraszam bardzo! Pani Allyson Boyle?
Odwróciłam się i ujrzałam za sobą kobietę w średnim wieku z notatnikiem w ręku.
- Tak to ja.
- Skąd zna pani Liam’a Peyne’a?
- Och – nie spodziewałam się aż tak szybko takich pytań. – Znamy się jeszcze sprzed czasów X-Factora. Przed chwilą się spotkaliśmy.
- Tak wiem. – Zaczęła notować coś w swoim notatniczku. – To tyle. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i poszłam dalej.

Stałam pod drzwiami wskazanenego mi mieszkania, wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Drzwi otworzył chłopak, na oko dwudziestopięcioletni, w kolorowych spodniach, białej koszuli i  neonowej chustce.
-Boyle?
Pokiwałam głową, a on zaprosił mnie do środka.
- A więc tak, to twoje nowe mieszkanie – wsadził mi do ręki klucze. – Większość twoich rzeczy z akademika została tu przeniesiona i ogólnie kupiliśmy ci nowe ubrania, i to tyle ja spadam.
Wyszedł.
Stałam w przedpokoju, w którym znajdowało się ogromne lustro. Zerknęłam do niego.
Nie czuję się jakoś specjalnie piękna. Mam długie, brązowe, lekko kręcone włosy, zielone oczy, mały nosek i bladoróżowe usta. Jestem szczupła i zadowolona ze swojej figury.
Przeszłam przez przedpokój i znalazłam się w salonie.
Usiadłam na swojej nowej kanapie w swoim nowym domu. Przełknęłam ślinę. To nie mogło skończyć się dobrze.



***

Tak, wiem - strasznie krótkie. Ale jeżeli się zmobilizujecie i będą co najmniej 3 komentarze to następny rozdział pojawi się już jutro i będzie o wiele dłuższy i ciekawszy od tego! ^^

Podoba się? :D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 11 września 2013

Part I "W co ja się wpakowałam?"


Szłam szybkim krokiem przez park, śpiesząc się na spotkanie w firmie „Modest!”.
Jakieś dwa tygodnie temu wysłałam tam podanie o pracę. Wczoraj dostałam odpowiedź. Byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa. Potrzebowałam kasy bardziej niż kiedykolwiek.
Dzień był piękny i słoneczny. Po dziesięciu minutach marszu byłam już przed siedzibą firmy. Stanęłam, wzięłam głęboki oddech, wygładziłam koszule i odważnym krokiem weszłam do środka.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się lekko, idąc w stronę kobiety w recepcji. – Nazywam się Allyson Boyle. Ja w sprawie pracy.
- Witam – powiedziała i wpisała coś do komputera, aby po chwili uważnie zlustrować mnie wzrokiem. – Ach. Panna Boyle. Czekaliśmy na panią.
Zmarszczyłam brwi. Czekali na mnie?
- Proszę iść do gabinetu numer dwadzieścia cztery – uśmiechnęła się współczująco.
- Dziękuję – odpowiedziałam i odeszłam, szukając gabinetu dwadzieścia cztery.
Dlaczego ta kobieta patrzyła na mnie ze współczuciem? To było dziwne. Coś tu nie grało.
Po chwili stałam już pod wyznaczonym gabinetem. Zapukałam.
- Proszę – usłyszałam ze środka męski głos. Nacisnęłam lekko klamkę i weszłam.
- O, panna Boyle – powitał mnie wysportowany mężczyzna w garniturze. Mógł mieć z pięćdziesiąt lat. Może troszkę mniej. – Proszę usiąść. Za chwilkę wrócę.
No i wyszedł.
Rozejrzałam się po pokoju. Był średniej wielkości o ścianach pomalowanych w kolorze jasnego orzechu, czyli po ludzku w kolorze sraczkowatym. Na środku stało ogromne biurko, a za nim regał z książkami. Usiadłam przy biurku i niecierpliwie czekałam na powrót tamtego faceta, którego tu zastałam. Jednak do gabinetu wszedł mężczyzna, który delikatnie mówiąc był bardziej puszysty od swojego poprzednika.
- Witam panno Boyle – usiadł za biurkiem. – Zacznę może od tego, że niestety, ale niedostała pani pracy na tym stanowisku, na którym pani chciała.
- Jak to? – zdziwiłam się. O co tutaj chodzi?
- Zna pani zespół One Direction? – zapytał nagle. Pokiwałam głową.
- A więc jeden z jego członków potrzebuje dziewczyny. Musimy mieć parę, której wszyscy będą kibicować i ich kochać. Mamy już Zerrie, ale to nie do końca to czego potrzebujemy. Ostatnią taką parę było Lanielle, ale niestety rozpadło się.
Pokiwałam głową.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Będziesz dziewczyną Liam’a Payne’a z 1D, za co będziesz miesięcznie zarabiać piętnaście tysięcy funtów plus dodatkowe wydatki i takie tam – stwierdził rzeczowo.
Że co? Ja mam udawać czyjąś dziewczynę? Z drugiej strony taka kasa bardzo by mi się przydała. Mogłabym pomóc mojej mamie i …
- Co jeśli odmówię? – zapytałam. Mężczyzna uśmiechnął się cwano.
- No cóż – zaczął. – Wiemy, że studiujesz aktorstwo i jesteś w tym bardzo dobra. Powiedzmy, że jeżeli odmówisz to twoja kariera skończy się, nim w ogóle zdąży się zacząć. Takie same konsekwencje poniesiesz, jeżeli zerwiesz naszą małą umowę.
Przełknęłam ślinę.
Cholera! W co ja się wpakowałam?!
- Ale przecież Liam Payne ma dziewczynę – przypomniałam sobie nagle.
- Ona nie stanowi problemu – zapewnił mnie mój rozmówca. – A więc co ty na to?
Nie miałam wyboru, musiałam się zgodzić.
- Dobrze.
- Wspaniale. Chodźmy teraz do recepcji. Poznam cię z kimś.
Pięć minut później byliśmy już w hollu przy recepcji. Na jednym z krzeseł udtawionych przy ścianie siedział zagniewany chłopak. Liam Payne.
Gdy nas zobaczył wstał i podszedł.
- Alyson, to jest Liam. Liam, to jest Alyson. Będziecie razem pracować.
Pracować? Hmm… Ciekawe określenie.
Bez słowa podaliśmy sobie ręce.
- Będziecie musieli się zacząć do siebie odzywać, bo inaczej nie da rady – zachichotał mężczyzna.
- Jeżeli chciał pan być zabawny, to panu nie wyszło – stwierdziłam gorzko. Payne uśmiechnął się cierpko, a facet spoważniał.
Ale go zgasiłam.
- A więc, znacie się jeszcze sprzed czasów X-Factora, ale dawno się nie widzieliście. Przypadkowe spotkanie po latach właśnie się odbywa. To tyle. Powodzenia. – I sobie poszedł.
Spojrzałam na Liam’a. Był ładny. Ale tego należało się spodziewać. Ubrany był w czarną bluzę i spodnie. Na głowie miał fullcap’a. Skrzywiłam się. Nie lubię tych czapek. On także mi się przyglądał. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, lustrując się wzrokiem.
- A więc jak mam się do ciebie zwracać? – zapytał głosem wyżutym z emocji. – Allyson? Allie? All?
Nie lubi mnie. Pewnie myśli, że się sprzedałam. Chociaż… Taka jest prawda. Sprzedałam się, siebie i swoje przekonania.
- Obojętnie – mruknęłam.
Ale czy on jest lepszy? W końcu to on dysponuje taką kasą. Ja jestem nikim, on wręcz przeciwnie.
Kiwnął głową, a po chwili ruszył w kierunku drzwi.
- Chwileczkę!
Odwróciłam się i ujrzałam kobietę z recepcji pędzącą w naszą stronę z karteczką w ręku.
- To dla ciebie – podała mi świstek. – Masz tam iść zaraz po pracy.
Pracy? Dobre sobie.
Zerknęłam na kartkę.
Chocolate Street 13/6

13? Serio? To nie jest śmieszne.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się sztucznie. W tym momencie Liam ruszył do drzwi, a ja podążyłam za nim. Położył rękę na klamce.
- Gotowa?
Kiwam głową.
Przedstawienie czas zacząć!



***

A oto i początek nowego opowiadania! Zaciekawieni? Mam nadzieję, że tak, a jeżeli nie. to mam nadzieję, że kolejne części Was zainteresuję ;)))))) Starałam się pisać poprawnie, a wyszło, jak wyszło. Jestem tylko człowiekiem, ale pozwalam Wam wytknąć mi moje błędy :DDDD Czekam na Wasze opinie :)))))))))

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 7 września 2013

Imagin Part XIII

Staje nieruchomo, nie wiedząc, jak się zachować. Skąd oni się tu wzięli? Pierwszy reaguje Liam, który mocno mnie przytula. Chcąc nie chcąc odwzajemniam przytulasa. Tak cholernie mi go brakowało.
- Cześć – uśmiecham się słabo. Zerkam na Styles’a. Ten dalej stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Najchętniej zamknęłabym teraz drzwi i pogadała tylko z nim. A jeżeli Harry będzie chciał mi odebrać dziecko? Co wtedy?
- Wejdźcie – mówie  niechętnie. Po chwili jesteśmy już w salonie. Siadam na fotelu, a moi goście na kanapie, naprzeciw mnie.
- Słucham – mówię twardo. – Po co tu przyjechaliście?
- Dlaczego odeszłaś? – pyta cicho Harry. Wygląda trochę tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. – Dlaczego się od nas odcięłaś?
Spoglądam na Liama. Przecież on wie. Po chwili mój wzrok spotyka pytające spojrzenie Stylesa.
- Chciałam zacząć od początku. Nie miałam w Londynie już niczego, ani nikogo – mówię głosem nie wyrażającym żadnych emocji.
- A ja, a Liam? – Harry wygląda na lekko zaskoczonego.
- Ty? – unosze brwi. – Ty masz tę dziewczynę, z którą tak dobrze się bawiłeś.
- [t.i] ja… Ja nie wiedziałem… To nie było tak… - głos zaczyna mu się łamać. Ignoruje go i spoglądam z wyrzutem na Liama.
- A ty, Liam? Czy powiedziałbyś mi, gdybym się o tym nie dowiedziała?
Chłopak nic nie odpowiada, tylko spuszcza głowę.
- Tak myślałam.
Nagle odzywa się Harry:
- [t.i]… Ta dziewczyna… Ona nic nie znaczyła… Ona była tylko odskocznią od problemów, niczym innym…
- Nie powinieneś tak przedmiotowo traktować ludzi, Harry – mówię gorzko. Nagle jego spojrzenie pada na mój brzuch.
- Czy ty… - nie kończy.
- Tak – wstaję niechętnie. – Chodź.
Powoli prowadzę go do pokoju maluszka, chcąc jak najbardziej opóźnić ten moment. Ale Harry ma prawo. W końcu to też jego dziecko. Wchodzimy do pokoiku i pozwalam chłopakowi podejść do łóżeczka. Patrzy przez chwilę na dzidziusia, a po chwili spogląda na mnie. W jego oczach można dostrzec wzruszenie.
- To mój synek?
- Tak- uśmiecham się mimowolnie, a on znowu zerka do łóżeczka.
- Jak ma na imię?
- James.
- Ładnie.
Znowu się uśmiecham. Chwila. Czy Harry Styles właśnie sprawia, że się uśmiecham? Cholera.
W tym momencie do pokoju wchodzi Liam, który również podchodzi do łóżka małego.
- Śliczny – stwierdza.
Po jakichś dziesięciu minutach wszyscy wracamy do salonu. Zapada krępująca cisza.
- To ja was może zostawię samych – mówi Liam i szybko wychodzi.
- Wody? – pytam Harrego z braku pomysłów.
- Tak, poproszę.
Wychodzę do kuchni i wracam ze szklanką wody. W między czasie zdążyłam jeszcze napisać sms’a do Matt’a, aby jednak nie przychodził. Podaję Stylesowi szklankę i siadam obok niego na kanapie. On odstawia ją na stolik, nawet nie biorąc łyka.
- [t.i] – zaczyna, patrząc mi prosto w oczy. – Ta dziewczyna nic nie znaczyła. To był błąd, ąe się z nią przespałem. Przez ostatni rok myślałem tylko o tobie i o naszym dziecku. Błagam wybacz mi.
To co wtedy zrobiłam zaskoczyło zarówno jego, jak i mnie. Pocałunek był długi, namiętny i tęskny. Po chwili odrywamy się od siebie.
- Czy to oznacza tak? – pyta chłopak. Kiwam głową:
- Zacznijmy od nowa.

***


A więc KONIEC! Mam nadzieję, że się całość podobała :)))))))))))

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 1 września 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part XII

*rok później, godzina 14.30*

Stoję przed swoim domem i zawzięcie szukam kluczy w swojej torebce. Jak zwykle panuje w niej jeden, wielki burdel.
W NY jestem już od roku. Przez cały ten czas nie kontaktowałam się z nikim z, jak to nazywam, mojego dawnego życia. Od jakichś dwóch miesięcy mam swój własny dom. Wcześniej mieszkałam u cioci. Naprawdę wiele jej zawdzięczam.
Z towarzyszącym mi okrzykiem triumfu, wyciągam z torebki klucze.
W domu panuje cisza. Zamykam drzwi i na palcach wchodzę do kuchni.  Przy stole siedzi nieco korpulentna pani, koło pięćdziesiątki z okularami na nosie, rozwiązująca krzyżówki. Violetta.
- Mały śpi? – pytam szeptem.
- Tak – kobieta uśmiecha się do mnie ciepło.
- Dziękuję ci – odwzajemniam uśmiech. – Jeśli chcesz, możesz już iść.
- No to do poniedziałku – mówi i wychodzi.
- Do poniedziałku – odpowiadam. Violetta jest opiekunką do dzieci, naprawdę dobrą. Przychodzi tu od poniedziałku do piątku, czyli wtedy kiedy jestem na uczelni, albo pracuję w bibliotece. Nie zarabiam za wiele, ale jak na razie, nie muszę się martwić pieniędzmi. O wszystko dbają moja mama i ciocia. Oczywiście, mam zamiar pracować gdy skończę studia. Nie mam zamiaru być dla nich ciężarem.
Wchodzę do pokoiku dziecięcego i zaglądam do łóżeczka. Śpi w nim czteromiesięczny bobasek o ciemnobrązowych, kręconych włoskach. James. Gdyby otworzył oczka, zobaczyłabym zielone tęczówki. Jest taki podobny do swego ojca.
Stop! Nie myśl teraz o nim. Zaczęłaś nowe życie. Pamiętasz?
Potrząsam głową, chcąc odegnać od siebie obraz Harrego Stylesa. Nagle dzwoni telefon. Zerkam na wyświetlacz „Matt”.
- Hej!
- Hej [t.i]! Jesteś dzisiaj wolna?
- Nie. Ale jeśli chcesz, to możesz pomóc mi przy małym.
- Ok. Będę za pół godzinki.
- To do zobaczenie.
- Narka.
Uśmiecham się. Matt jest moim przyjacielem. Naprawdę bardzo go lubię. Wydaje mi się, że on chyba coś do mnie ma, ja do niego z resztą też, ale… Po prostu nie jestem jeszcze gotowa na kolejny związek. Tak, wiem. Rok to długi okres czasu, ale moje złamane serce nadal się goi.
Słyszę dzwonek do drzwi, więc po cichu idę je otworzyć.
Coś krótkie te twoje pół godzinki.
- Szybki jesteś – mówię otwierając drzwi. Jednak nie zastaję za nimi Matt’a.
Na progu stoją Harry Styles i Liam Payne.
Fuck!


***

Tak, wiem. strasznie krótki. Obiecuję, że następny będzie dłuższy. A tak apropo tekstu to nie spodziewaliście się, że głównej bohaterce uda się uciec aż na rok co nie???

CZYTASZ=KOMENTUJESZ