sobota, 31 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part XI

Obudziłam się, czując czyjąś rękę na swojej talii. Harry. Przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór i stwierdziłam, że musiałam zasnąć w drodze powrotnej do domu. Spojrzałam na zegarek – 9.15. Wstałam i po cichu wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni. Tam zrobiłam na śniadanie pyszne naleśniki. Stojąc przy blacie, poczułam, że ktos przytula mnie od tyłu.
- Harry – syknęłam ostrzegawczo. Nie byłam jeszcze gotowa.
- Przepraszam – pocałował mnie w policzek i usiadł przy stole.
- Jak się spało? – spytałam, chcąc szybko zmienić temat.
- Znakomicie, bo z tobą – usłyszałam w odpowiedzi.
- Cieszę się – podałam mu talerz i usiadłam obok niego. Patrzyłam jak je. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Ty nie jesz?
- Już jadłam – uśmiechnęłam się, gdy chłopak wracał do jedzenia.
Kiedy skończył, spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi oczyma i szepnął:
- [t.i], proszę, wróćmy do siebie.
- Nie wiem – zmarszczyłam brwi. – Daj mi trochę czasu.
- Ile? – zapytał łagodnie.
- Parę dni – odpowiedziałam, na co on pokiwał ze zrozumieniem głową. Zerknął na zegarek.
- Muszę już iść.
- Ok. – uśmiechnęłam się lekko. Pocałował mnie w policzek w wyszedł.

>parę dni później<

Zdecydowałam, że dam Harremu jeszcze jedną szansę. Może i jestem głupia, ale tak postanowiłam. Idę właśnie do jego domu, aby mu to oznajmić, gdy nagle dzwoni mój telefon. Patrzę na wyświetlacz. Liam.
- Cześć Li.
- Hej. Gdzie jesteś?
- Idę do Harrego. Muszę z nim pogadać.
- [t.i] nie idź tam!
- Co? Czemu?
- Po prostu nie idź. Proszę.
- Liam…
- Posłuchaj mnie chociaż.
- Słucham.
- Nie idź tam. To może się źle skończyć. Naprawdę. Uwierz mi.
- Liam! O co chodzi?!
- [t.i]. Nie mogę… Naprawdę… Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Liam, nie wiem o co ci chodzi także NARA.
Rozłączyłam się. Wkurzył mnie. O co mu może chodzić? Nie wiem. Niezrażona, nadal idę do domu Hazzy. Po chwili jestem już pod drzwiami. Otwieram je, swoimi starymi kluczami, które zapomniałam oddać Stylesowi. Po cichu wchodzę do sypialni i co widzę? Harrego z jakąś laską! Chyba nie muszę mówić, co robią.
„[t.i] nie idź tam!”
” Po prostu nie idź. Proszę”
Nie idź tam. To może się źle skończyć. Naprawdę. Uwierz mi.”
„… Nie chcę, żebyś cierpiała.”
Liam miał rację. Mogłam go posłuchać. Powoli wycofuję się z pokoju, czując łzy na policzkach. Są tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli.
Biegnę do swojego mieszkania, czując coraz większą złość. A ja głupia myślałam, że mu naprawdę zalezy! Głupia i naiwna – oto jaka jestem.
Wchodze do swojego mieszkania i zaczynam pakować swoje rzeczy. Muszę z tym skończyć. Muszę się od nich wszystkich odciąć. Muszę zacząć wszystko od nowa. Wszystko. Trudno, sama wychowam dziecko. Dam radę jestem silna. Zaczynam przeglądać notatnik z miejscami zamieszkania moich krewnych i znajomych. Moje spojrzenie pada na ostatni adres.
Ciocia Emma – NEW YORK.

 ***

Może być? Wiem, że trochę krótkie, ale mam nadzieję, że się podoba ;) Next jutro :D Muszę Wam wynagrodzić te dni zapomnienia ;P

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 30 sierpnia 2013

PRZEPROSINY

Bardzo, bardzo Was przepraszam za to, że się przez tak długi okres czasu nie odzywałam. Naprawdę nie mogłam. Nie miałam internetu ;___________; To było straszne. Mam nadzieję, że mi wybaczacie. Next imagina powinien się pojawić jutro wieczorem ;) A tak z innej beczki: NIE wierzę, że te wakacje już się skończyły. NIE! To niemożliwe, że ten czas tak szybko leci. Zdecydowanie za szybko. No nic. Trzeba iść do gimnazjum, kupować plecak (bo jeszcze nie mam) i mieć nadzieję, że ten rok szkolny minie szybciej niż poprzedni...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part X

Szybko wyciągam komórke i wybieram numer do [t.i]. Odbiera dopiero po czwartym sygnale:
- Halo?
- [t.i]! Dzięki bogu. Kamień z serca. Gdzie ty jesteś?
- Gdzieś. – Czy ona zawsze musi się tak ze mną drażnić?
- A tak konkretniej…?
- A tak konkretniej w wesołym miasteczku.
- Co?!
- Słyszałeś.
- [t.i] jest pierwsza w nocy! Co ty do cholery tam robisz?!
- Nie krzycz na mnie.
- Przepraszam. Ja po prostu się o ciebie martwie.
- Poradze sobie –wzdycha.
- Po co tam poszłaś? – pytam spokojnie.
- Miałam ochote na wate cukrową.
- Dobra. W jakim wesołym miasteczku jesteś?
- W najbliższym.
- Czyli jakim? –Wzdycha.
- W tym gdzie się poznaliśmy.
- Och –wyrywa mi się na wspomnienie tamtej chwili.
- Ale ja sobie świetnie poradze sama –próbuje mnie przekonać –Mam metro i autobusy…
- Nie ma mowy –przerywam jej –Będę za 10 minut.
- No to pa.
- Na razie.

>w wesołym miasteczku<

Gdzie on jest? Krąże już tu od dziesięciu minut i nigdzie nie widze [t.i]. A jak coś jej się stało? Jej i dziecku? Mojemu dziecku. Myśl, że zostane ojcem troche mnie przeraża. Fakt, planowałem mieć dzieci, ale nie w wieku dziewiętnastu lat. Domyślam się, że dla [t.i] to też nie jest spełnienie marzeń, ale co ma robić. I jeszcze ta trudna sytuacja w naszym związku. Co ja gadam, przecież nasz związek nie istnieje. Strasznie to wszystko skomplikowane. Mam nadzieje, że się zejdziemy, bo jak inaczej? Jakoś sobie tego nie wyobrażam: ja zabieram dziecko na weekendy, a [t.i] zajmuje się nim przez reszte tygodnia? To nie byłoby dobre, ani dla nas, ani dla bobaska. Wzdycham zmęczony swoimi myslami.
I wtedy ją zauważam. Stoi obok niskiego mężczyzny sprzedającego wate cukrową i wesoło z nim gawędzi. Gdy mnie zauważa, gestem pokazuje, żebym do nich podszedł. Robie, jak każe.
- Hej –wita się ze mną.
- Cześć –uśmiecham się.
- Harry to jest Roger. Roger to jest Harry. –przedstawia nas sobie.
- Miło mi –podaję ręke mężczyźnie przy stoisku.
- Mi również –odpowiada –Czy my się gdzieś nie widzieliśmy?
- Nie, raczej nie.
- Przykro mi, Roger –odzywa się [t.i] – Ale musimy już iść. Na razie.
- Do zobaczenia. –odpowiada Roger. Łapię dziewczyne za ręke i razem idziemy w kierunku mojego samochodu.
- Nie musisz mnie trzymać za ręke –mówi po chwili.
- Nie chce, żebyś mi się zgubiła –odpowiadam. Dziewczyna wzdycha, ale nic więcej nie mówi. Kilka minut później jesteśmy już przy aucie. Otwieram jej drzwi, a ona wsiada do auta i zapina pasy. Sam robie to samo, a po chwili jesteśmy już w drodze.
- Mogłaś mi chociaz powiedzieć, że wychodzisz – mówię zatroskanym glosem.
- Nie chciałam cię budzić –wzdycha.
- Powinnaś to zrobić. Już chciałem dzwonić na policje.
- Nie przesadzaj. Poza tym nie musze ci się ze wszystkiego tłumaczyc nie jesteś moim … - nagle zacina się, jakby nie mogła dokończyć zdania, bojąc się mojej reakcji.
- Chłopakiem? –pytam ze smutkiem w głosie.
- Ojcem. Chciałam powiedzieć ojcem. – Kłamie. Już ja dobrze wiem, co chciała powiedzieć. Dalej jedziemy w ciszy.
Gdy stajemy pod jej domem, zauważam, że dziewczyna zasnęła. Wygląda tak słodko i niewinnie. W tym momencie nic nie wskazuje na to, że jest nieobliczalną wariatką. Uśmiecham się na wspomnienie tych wszystkich chwil z nią spędzonych.
Wysiadam z auta i wyciągam z niego spiącą [t.i]. Niosąc ją na rekach, mając ją tak blisko siebie, czuję się szczęśliwy. Po małych trudnościach z przekręceniem kluczyka w drzwiach, wchodzę do jej mieszkania. Po chwili dziewczyna lezy już w swoim łóżku, szczelnie owinięta kołdrą.

***


Bardzo, bardzo was przepraszam, że dopiero dzisiaj dodałam nowy rozdział i że jest taki krótki i w ogóle moim zdaniem beznadziejny, ale ostatnio nie mam ani czasu ani weny. Z tego też powodu nie potraafie powiedzieć kiedy będzie next :C

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 9 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part IX :)

Widzę jak Harry krztusi się wodą, którą przed chwilą pił. Podchodzę do niego i delikatnie klepie po plecach.
- Jak to?! Z kim?! – pyta, gdy już może zaczerpnąć powietrza. Po prostu mnie zatkało. Jeszcze się pyta z kim.
- Z tobą, debilu. A z kim innym miałabym zajść w ciąże?! – prycham. Chłopak wytrzeszcza oczy i odkłada szklankę na stolik.
- A-ale my się zabezpieczaliśmy –mówi, żeby mi przypomnieć. Wzdycham.
- Pamiętasz ostatnią imprezę u Lou? –pytam.
- Taaak.
- Pamiętasz, jak z niej wróciliśmy?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? – Wzdycham raz jeszcze. Dlaczego ja muszę mu to przypominać? Na litość Boską, przecież on jest moim byłym!
- Pamiętasz, co robiliśmy potem?
Harry marszczy brwi, jakby nie mógł sobie tego przypomnieć, ale po chwili na jego twarzy pojawia się głupawy uśmieszek.
- Harry? –pytam niepewnie. Oczy ma zamglone, jakby intensywnie o czymś myślał. Cholera. I jak ja mam go teraz wyciągnąć z jego brudnych myśli?!
- Harry! – próbuję przywołać go do rzeczywistości, a głupi uśmieszek w dalszym ciągu zdobi jego twarz.
- Harry!!! – chłopak nareszcie zwraca na mnie uwagę.
- Co? A. No tak, pamiętam, oj pamiętam.
Wywracam oczami.
- No to chyba właśnie wtedy się nie zabezpieczyliśmy –podsumowuje.
- Och –to jedyne co jest w stanie z siebie wydusić. Siedzimy w ciszy jeszcze przez 10 minut, zanim Harry mówi:
- Czyli, że będę ojcem?
Wzdycham już chyba setny raz.
- Nie wiem, Harry. To twoje dziecko i będziesz jego biologicznym ojcem.
Chłopak już ma coś powiedzieć, gdy nagle słyszymy wibrację jego komórki.
- Kto to? –pytam.
- Liam.
Szybko wyrywam mu komórkę i odbieram:
- Gdy tylko cię spotkam spiore ci dupsko, tak, że nie będziesz mógł siedzieć przez najbliższe dwa dni –mówię groźnym tonem. W odpowiedzi słyszę chichot chłopaka.
- Powiedziałaś mu? –pyta po chwili poważnym tonem.
- Taa.
- No to gratulację.
- Ale mówiłam ci, że sama mu powiem –marudzę do słuchawki, zapominając, że Styles też tu jest.
- Nie zrobiłabyś tego bez mojej pomocy –stwierdza.
- Wiem –niechętnie przyznaje mu rację.
- Dobra ja lece.
- Randeczka? –usmiecham się.
- Coś w tym stylu.
- To powodzenia życze.
- Dzięki. Pa.
- Pa. – I się rozłącza, a ja oddaję telefon jego właścicielowi.
- Mógłbym u ciebie zostać? Na noc? –pyta znienacka Harry.
- Ok. –odpowiadam bezmyślnie „Kurde. [t.i] co ty wyprawiasz?!” –Ale ostrzegam, kanapa nie jest zbyt wygodna –dodaję po chwili.

>wieczór, godzina 20.30<

Przez ten cały czas wraz z Harrym oglądaliśmy film, przez chwilę graliśmy w jakąś gre planszową, a potem jedliśmy zapiekanke.
Aktualnie mam zamiar wziąć dłuuuuugi i odprężający prysznic, aby zapomnieć o tych wszystkich troskach i problemach. Po chwili orientuję się, że nigdzie nie ma mojego żelu pod prysznic. Pewnie jest jeszcze w torbie, w salonie. Niechętnie tam idę. Torba leży przy telewizorze. Szybko do niej podchodzę i schylam się, szukając żelu. I wtedy właśnie orientuje się, że Harry także jest w salonie, a ja jestem tylko w staniku i majtkach. Świetnie. Wyciągam opakowanie i odwracam się w stronę chłopaka.
- Uważaj, bo ci wypadną –mówię, widząc, jak bardzo Styles wytrzeszczył te swoje piękne zielone oczy. „Chwila! Co?! Piękne?! Źle z tobą [t.i], oj źle”. Chcę już wyjść z pomieszczenia, gdy nagle on wstaje i zaczyna iść w moim kierunku. Zaskoczona staje. Chłopak podchodzi do mnie, a nasze twarze znajdują się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Po chwili czuję jego ciepły dotyk na moim brzuchu.
- Ale ja chce być ojcem –mówi cicho.
- Wiem, Harry. Ale to nie jest takie proste.
- Wiem. Dam rade –zapewnie mnie.
- Nie mówię tu tylko o ojcostwie.
- Wiem –mówi, dalej gładząc mój brzuch. Wprawdzie nie jest on jakiś o wiele większy, ale osoba, która zna moje ciało tak dobrze jak ja może zauważyć nie wielkie wybrzuszenie. Taką osobą jest Harry.
- Idę wziąć prysznic – mówię i odchodzę z gigantycznym mentlikiem w głowie.

*Harry*

Budzę się w środku nocy. Ta kanapa jest faktycznie strasznie niewygodna. Ale ciesze się, ze tu nocuje, przynajmniej jestem bliżej [t.i]. wzdycham zchodząc z kanapy. Idę do kuchni i tam piję szklankę wody. Gdy ma już kłaść się z powrotem spać, postanawiam zajrzeć jeszcze do [t.i] i sprawdzić, czy wszystko ok. najciszej jak potrafię uchylam drzwi od jej pokoju i wtykam tam głowę. Nie ma jej. Lekko spanikowany przeszukuje wszystkie pomieszczenia. Nie ma jej. [t.i] zniknęła.

***
Podoba się? Next za jakies 2 dni ;)))))


środa, 7 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy sie, żeby coś mogło trwać" Part VIII

>wieczór<

*Harry*

Wyszła. Tak po prostu, a ja zostałem sam. Dopóki nie przychodziła po reszte swoich rzeczy, miałem nadzieję, że wróci, że jeszcze wszystko się ułoży. Gdy zobaczyłem ją dzisiaj w domu, myślałem, że przyszła po to, aby pogadać, wszystko sobie wyjaśnić. Ale nie, ona była zdecydowana, nie dałem rady zatrzymać jej przy sobie.
Tak bardzo ją kocham. Uświadomiłem to sobie dopiero gdy odeszła. W tym dniu, w którym ze mną zerwała, a wieczorem leżałem w łóżku sam, bez niej, wtedy dopiero zrozumiałem, jak wiele ona dla mnie znaczy. Tak bardzo ją zraniłem. Te wszystkie kłótnie ją wyczerpały. Nie potrafie powiedzieć, dlaczego to wszystko tak się potoczyło, ale wiem jedno, gdyby dała mi jeszcze jedną, jedyną szansę, nigdy bym jej nie zmarnował. Bo ona jest tą jedyną. Z nikim nie będę tak bardzo szczęśliwy, jak z nią.
Siedze na kanapie, tępo wpatrując się telewizor i skacząc po kanałach. Nic. Z [t.i] każdy, nawet najgłupszy film czy serial dawał fure radości. A teraz? Teraz zostały mi tylko wspomnienia. Ze złością wyłączam telewizor, a pilota rzucam w kąt. Nie powinienem był pozwolić jej odejść. Bez względu na wszystko.
Wchodzę po schodach na górę. Gdy jestem już na piętrze zauważam, że klapa prowadząca na strych jest lekko uchylona. A więc tam też była. Pociągam za sznurek i pozwalam drabinie w pełni się rozłożyć. Bezszelestnie po niej wchodzę. Na strychu jest ciemno i zimno. To pomieszczenie doskonale oddaje mój nastrój. Włączam lampke i wtedy zauważam, że na coś nadepnąłem. Okazuje się, że to zdjęcia, zdjęcia na których jestem ja i [t.i], z czasów, w których byliśmy szczęśliwi i pełni życia. To nigdy nie powinno się kończyć. A jednak los potoczył się inaczej. Podnosze je i wracam z powrotem po drabinie. Zamykam klape i wchodze do niegdyś naszej, a teraz już tylko mojej sypialni. Zdjęcia kłade na półce. Rzucam się na łóżku. Wprawdzie jest jeszcze wcześnie – 21.30, ale chce już iść spać. Bo tylko sen przyniesie mi ukojenie.

>trzy dni później, godzina 14.15<

Leże rozwalony na kanapie, bez żadnych perspektyw na zagospodarowanie wolnego czasu. Pare razy próbowałem skontaktować się z [t.i], ale bezskutecznie. Chyba zmieniła numer telefonu. Wzdycham zrezygnowany. Nagle czuję, jak telefon wibruje mi w kieszeni.
- Halo?
- Cześć, stary. – słyszę w słuchawce głos Liam’a. tak nawiasem mówiąc już dawno się z nim pogodziłem i przeprosiłem za tamto najście.
- Siema. Co tam u ciebie?
- Dobrze, dobrze. Ja w sprawie [t.i]. – Czuję jak serce zaczyna mi szybciej bić.
- Tak?
- No więc ona musi ci coś powiedzieć.
- Co?
- To to ci ona sama powie. Zaraz ci wyśle sms’em jej adres, a ty masz tam jechać i z nią pogadać.
- Ale ona mnie nawet nie będzie chciała wpuścić. – mówię zrezygnowany.
- Wpuści cie, wpuści, zaufaj mi.
- No ok. – mówię niepewnie. – To czekam na ten adres.
- Ok. zaraz ci go wyśle. Powodzenia, stary.
- Dzięki – rozłączam się.
Po jakiejś minucie dostaję sms’esa z nowym adresem [t.i]. Biorę kluczyki od auta i jade pod wskazany adres.
20 minut później stoję już pod jej drzwiami, bojąc się zapukać. A jeśli mnie nawet nie wpuści i jeszcze bardziej znienawidzi? Ehh… Z drugiej strony: co mam  do stracenia? Biorę dwa głębokie wdechy i naciskam dzwonek do drzwi. Nic. Próbuję jeszcze raz. Znowu nic. Może nie ma jej w domu? Delikatnie naciskam klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi są otwarte. Po cichu wchodzę do środka, zamykając drzwi za sobą.
Mieszkanie jest ładne i przestronne. Umeblowane w stylu [t.i]. Z jednego z pokoi dochodzi odgłos odkurzanie. Po cichu idę w tamtą stronę. To co tam widzę, sprawia, że na mich ustach pojawia się dawno nie widziany uśmiech.
[t.i] odkurza salon ze słuchawkami na uszach, cicho śpiewając piosenke Michaela Jacksona i rytmicznie poruszając tym swoim seksownym tyłkiem. W domu też tak zawsze robiła, co za każdym razem rozbawiało mnie do łez, a ona udawała, że się na mnie obraża. Tak bardzo mi tego brakuje. Opieram się o framugę drzwi, bacznie obserwując każdy jej ruch. Dziewczyna nie widzi mnie, bo jest odwrócona do mnie tyłem. Energicznie porusza odkurzaczem, jednocześnie machając tyłkiem w te i we w te. Nagle odwraca się na pięcie i gdy mnie zauważa uśmiech spełza z jej twarzy. Kiedyś na mój widok reagowała zupełnie odwrotnie. Ściąga słuchawki z uszu, wyłącza odkurzacz i patrzy na mnie podejrzliwym a jednocześnie pytającym wzrokiem.
- Cześć – mówię cicho. Nie dopowiada. – Liam powiedział, że masz mi coś ważnego do powiedzenia i podał mi twój adres. Dzwoniłem, ale nikt nie otwierał, a drzwi były otwarte, więc wszedłem – tłumacze się szybko. [t.i] wzdycha ciężko i odkłada odkurzacz w kąt.
- Usiądź – mówi cicho, a sama wychodzi do sąsiedniego pomieszczenia.

*[t.i]*

Cholera jasna! Co ten Liam sobie myśli?! Jak będzie już po wszystkim, to pójde do niego i spiore mu dupsko. Do jasnej Anielki! Co ja mam teraz zrobić?! No tak, muszę mu powiedzieć, ale jak?! Liam mógł mnie chociaż uprzedzić, to bym się jakoś przygotowała. A tak? Chociaż może to jednak lepiej, że mnie nie ostrzegł, bo gdybym wiedziała to zamiast się przygotować uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
Stoje w kuchni oparta o blat z założonymi rękoma. W ogóle nie wiem, co mam teraz zrobić. „Dobra [t.i]”pouczam się w myslach”wyluzuj. Maniery przede wszystkim”
- Wody? – pytam Harrego, który siedzi w salonie.
- Tak, poproszę – mówi nieśmiale, a ja nadal się zastanawiam, jak ja mu to do cholery powiem?!
Nalewam wody do szklanki, a następnie idę z nią do salonu, podaję mojemu gościowi i siadam obok niego na sofie. Chłopak uśmiecha się do mnie niepewnie, a ja to odwzajemniam. „Cholera [t.i]! Przecież on cie zranił! Zapomniałaś?!”
- A więc co chciałaś mi powiedzieć? – pyta.
- Nie wiem, od czego zacząć. – Wstaję i zaczynam chodzić w tą i z powrotem. Cholera! Jak ja mam mu to powiedzieć?!
- Po prostu powiedz – podpowiada mi nieśmiało, jakby bał się, ze mnie to zdenerwuje.
- Masz rację – mówię i zbieram się w sobie, żeby mu to powiedzieć. Jednak nie potrafię. Co chwila otwieram buzię, żeby mu to oznajmić, ale słowa jakby mi uciekają i w efekcie nic nie mówię. Cholera! „Dobra [t.i], to przecież nic takiego, takie rzeczy się zdarzają, to nic niespotykanego” dodaje sobie otuchy.
- Harry, bo ja… - Biorę głęboki oddech – Jestem w ciąży.

***

Tak, wiem miał być jutro, ale to chyba lepiej, że jest wcześniej c’nie? :D Mam nadzieję, że się podoba :))))))) Next będzie za jakieś 2 dni ;)


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 6 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part VII

*tydzień później*

>godzina 9.45<

Stoję przed drzwiami do domu, w którym mieszkałam razem z Harrym. Odwracam się za siebie, sprawdzając, czy furgonetka nadal stoi na swoim miejscu. Mam zamiar spakować do niej swoje rzeczy i zawieźć je do nowego mieszkania. Walizki z ubraniami i rzeczy osobiste już w niej są. Teraz muszę jeszcze włożyć do niej rzeczy, które zostawiłam w moim dawnym mieszkaniu, które dzieliłam z Harrym. Wzdycham i kieruję swoją twarz z powrotem w stronę drzwi. Stoję tu już dobre piętnaście minut, nie mogąc zdecydować się na ich otwarcie. Klucze ściskam w dłoni. Dobrze, że przynajmniej nie będzie tam Styles’a. Chłopcy wyjechali w trasę jakieś sześć dni temu. Wkładam klucz do zamka, biorę głęboki oddech, otwieram drzwi i wchodzę do mieszkania. To, co tam zastaję, sprawia, że otwieram szeroko oczy.
Po całej podłodze porozwalane są ubrania, na meblach widoczny jest kilku tygodniowy kurz, po stole walają się puszki po piwie, wszystko jest w nieładzie. Jeden, wielki burdel.
Nagle słyszę jakiś hałas dochodzący z łazienki. Wzdrygam się.
„Błagam, żeby to był złodziej, błagam żeby to był złodziej” – modlę się w myślach.
Jednak z łazienki wychodzi nie kto inny, jak Harry Edward Styles. Bosze… Za jakie grzechy mnie tak karzesz?!
Chłopak trzyma w ręku ręcznik, którym wyciera mokre włosy. Na mój widok wytrzeszcza oczy, tak jak ja wcześniej.
- [t.i] … - mówi cicho, jakby chciał się upewnić, że to na pewno ja, a nie fatamorgana.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś być w trasie – mówię twardym głosem.
- Mamy kilkudniową przerwę – to mówiąc pospiesznie zbiera ciuchy z podłogi, a puszki wrzuca do kosza.
- Och – no tak, to przecież logiczne. Tylko dlaczego Liam nic mi o tym nie wspomniał?
Zaczynam iść w kierunku drzwi.
- Idziesz już? – ton jego głosu jest niepewny, jakby bał się, że to pytanie mnie zdenerwuje. Odwracam się do niego przodem.
- Idę po pudła, zaraz wracam.
- Jakie pudła? – pyta zdezorientowany.
- A jak mam wynieść stąd swoje rzeczy? – odpowiadam pytaniem na pytanie i szybko odwracam się, kontynuując swój marsz.
Po chwili wracam z pięcioma pudłami w ręku zastając Harrego z miną, jakby właśnie dostał od kogoś pięścią w twarz. Wymijam go wiedząc, że długo nie zniosę widoku jego w takim stanie. Nie chce zadawać mu bólu, ale co mam zrobić? Wrócić? Nie.
Wchodzę do sypialni. Z szafy wyciągam resztkę moich ubrań, a z komody zabieram pudełko z biżuterię, z regału ściągam książki. Następnie idę do salonu i tam wybieram swoje płyty. Są pomieszane z kolekcją Styles’a, więc zajmuje mi to trochę czasu. Czuję jego wzrok na sobie, jednak postanawiam nie zwracać na to uwagi. Idę na strych, gdy już tam docieram, wyciągam swój stary, rodzinny album. Na samym jego końcu znajdują się zdjęcia, na których jestem ja i Harry, z czasów, kiedy jeszcze byliśmy szczęśliwi. Ocieram samotną łzę, która spływa mi po policzku. Powoli wyciągam nasze zdjęcia i kładę je na podłodze, a album wkładam do ostatniego już pudła.

Siedze w aucie i mam zamiar już odjeżdżać, gdy nagle orientuję się, że moja torebka została w domu Styles’a. Kurde!. A myślałam, że najgorsze już za mną, bo gdy wychodziłam Harrego nigdzie nie było. Powoli wychodzę z auta i wracam do domu, z którego przed chwilą uciekłam. Wzdycham i wchodzę do środka. Od razu zauważam swoją torebkę, która leży na stole w jadalni. Szybkim krokiem podchodzę do niej i zakładam na ramie. Gdy już mam wyjść na zewnątrz, czuję jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie – Harry. Nasze ciała stykają się, a ja chcąc nie chcąc patrze prosto w jego zaszklone oczy.
- [t.i], nie rób tego – szepcze – Nie zostawiaj mnie.
Czuję, że w moich oczach także pojawiają się łzy.
- Harry… Ja…
- Proszę… - błaga. – Obiecuję, że to się nie powtórzy, obiecuję.
Czuję, że zaraz się rozryczę.
- Nie – mówię stanowczo. – Przepraszam, ale nie.
Odrywam się od niego i wychodzę.
- Żegnaj Harry –mówię i zamykam za sobą drzwi. Biegnę do samochodu jakby gonił mnie seryjny morderca. Siadam za kółkiem i ruszam z piskiem opon. Gdy jestem już daleko od jego domu zatrzymuję się i zaczynam ryczeć. Dlaczego to wszystko tak bardzo boli?!


***
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 4 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" part VI

Miłego czytania!


- Co ona tu robi? – słyszę zza drzwi zdenerwowany głos Harrego.
- Mieszka. Tymczasowo – głos Liama jest spokojny i opanowany.
- Tymczasowo?!
- Tak – potwierdza mój przyjaciel.
- Wiesz, co, takie bajki to ty możesz mediom wciskać nie mi!
- O co ci chodzi?
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi! – drze się Styles. O co on nas podejrzewa?! W tym momencie zauważam, że Niall stoi obok mnie i również podsłuchuje rozmowę tamtych.
- Co?! – chyba do Liam’a wreszcie dotarło, o co posądza go Harry- Chyba nie myślisz, że ja i [t.i]…
- Tak właśnie myśle!
- Harry, to nie tak, uspokój się!
- Jak mam się uspokoić?! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, a ty co?! Tak to mnie wielce pocieszasz i w ogóle, a potem sobie wracasz do domku, do [t.i] i …
- I co? – Czy Liam naprawdę jest taki nie kumaty, czy po prostu ma nadzieję, że jednak Styles tak nie myśli?
- I się z nią piepszysz! – odpowiada tamten.
Zatkało mnie. Liam’a chyba też, bo nic nie mówi. Czuję, jak w oczach stają mi łzy. Energicznie otwieram drzwi od kuchni. Dość tego.
- Harry wyjdź!
- [t.i]… Ja… - Styles wygląda teraz na zdezorientowanego i lekko przestraszonego, ale nic mnie to nie obchodzi.
- Wyjdź powiedziałam! – Widzę jak chłopak idzie w moim kierunku, a po chwili próbuje mnie przytulić. Co on sobie do cholery wyobraża?! Szybko się od niego odsuwam.
- Ogłuchłeś?! Wyjdź!
- Ale, ja…
- Masz wyjść, rozumiesz?! Nie pozwole, żeby ktoś tak traktował mnie i moich przyjaciół!
Chłopak zwiesza głowę i kieruje się do drzwi. Podarzam za nim, aby dopilnować jego wyjścia. Gdy jego ręka jest już na klamce, chłopak odwraca się nagle. Jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
- [t.i], przepraszam. Błagam wróć.
Nic nie odpowiadam, nie jestem w stanie. Otwieram tylko drzwi i delikatnie wypycham go na zewnątrz. Gdy zmykam za nim drzwi czuję, że po policzkach zaczynają spływać mi łzy. Opieram się o ścianę, a następnie zjeżdżam po niej siadając na podłodze. Wybucham płaczem.
Dlaczego? Dlaczego on rani mnie nawet teraz, kiedy nie jesteśmy już razem? Co ja takiego zrobiłam temu światu, że tak mnie karze? Co?
- [t.i], przepraszam! [t.i]! – słyszę jego głos zza drzwi. Dlaczego po prostu sobie nie pójdzie?
- Odejdź! – dre się – Spiepszaj z mojego życia!
- [t.i] ja nie mogę – w jego głosie można wyczuć rozpacz – Nie potrafię!
- Zostaw przeszłość! –mówię z żalem.
- [t.i]… Ja… To nie było celowe! Błagam cię, porozmawiaj ze mną!
- Nie! Idź już! – mówie i znowu zanoszę się płaczem. Dlaczego on po pprostu mnie nie zostawi? Udało mi się od niego uwolnić, uwolnić od tego bólu po rozstaniu. A teraz on przyszedł i wszystko wróciło. Mur, dzielący mnie od wspomnień z  nim związanych runął.
- Przepraszam – to ostatnie, co mówi i odchodzi. Nienawidzę go! Nienawidzę i jednocześnie kocham. Kurde. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?!
- [t.i]… - czuję, że ktoś mnie przytula. Podnoszę głowę – Niall. – Nie płacz.
- To nie łatwe – żale się.
- Dasz radę. – Ma rację. Muszę temu podołać. Już raz się udało. Szybko wycieram łzy rękawem i wstaję z podłogi.
- Gdzie Liam? – pytam.
- W kuchni.
Biorę głęboki oddech i wchodzę do kuchni. Liam stoi oparty o blat z rękami założonymi za szyję i tępo wpatruje się  w sufit. Styles zranił nie tylko mnie. Podchodzę do niego i mocno przytulam, po chwili chłopak to odwzajemnia.
- Przepraszam – mówię.
- Za co? – pyta zdziwiony.
- Gdyby nie ja nic takiego by się nie stało – wzdycham.
- To nie twoja wina – mówi i jeszcze mocniej mnie przytula. Nagle do kuchni wchodzi Niall, a widząc naszego przytulasa drze się:
- Ja też chcę! – i tak oto powstaje nasz zbiorowy przytulas. Gdy już udaje mi się wyplątać mówie:
- A teraz do salonu! I rozkazuję nam wszystkim dobrze się bawić. Bez skojarzeń.

- Tak jest – mówią jednocześnie, a dalsza część wieczora mija już bez jakichkolwiek niespodzianek.
***
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 2 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" part V

Budzę się w „swoim” łóżku, zastanawiając się, co ja tu robie. Zerkam na zegarek – 11.25. udaję się do łazienki i dopiero tam zauważam, że nadal mam na sobie ubrania z wczoraj. Wzdycham cicho przypominając sobie reportaż z Harrym. Postanawiam iść do kuchni, bo zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Dzień dobry – wita mnie Liam z uśmiechem na twarzy.
- Hej – odwzajemniam uśmiech. Spałam długo, ale czuję się zmęczona. Siadam przy stole.
- Zrobiłem tosty – chłopak podsuwa mi pod nos talerz.
- Dzięki.
- Co wczoraj robiłaś?
- Wstałam, poszłam do łazienki, ubrałam się i odbyłam poranną toaletę, zastanawiałam się co zjeść na śniadanie …
- Tak mniej szczegółowo – przerywa mi.
- Wstałam, przeżyłam, poszłam spać –nie mogę się powstrzymać, żeby nie zrobić mu na złość. Chłopak przewraca tylko oczami, po czym zapada wyczekująca cisza. Wzdycham:
- Ehhh… No dobra. Zrobiłam naleśniki, po czym poszłam pod stadion i dałam jednego Paulowi, aby przekazał go Niallowi, jak wracałam to mnie jakaś dziennikarka męczyła. Poźniej znalazłam sobie ładne mieszkanie niedaleko uczelni i jutro mam się spotkać z właścicielem. Potem oglądałam telewizje i trafiłam na ciekawy reportaż, po jego obejrzeniu poszłam do klopa rzygać. Następnie zjadłam ogromną tabliczke czekolady, przy okazji wyznając jej miłość. No a na końcu  zasnęłam oglądając horror. Normalka. A co ciebie? – uśmiechnęłam się sarkastycznie. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyłożył ręke do mojego czoła.
- Temperatury nie ma- stwierdził. Zaczęłam jeść tosty, nie zważając na Liam’a.
- U mnie w porządku – po chwili usłyszałam głos przyjaciela. – Niall bardzo się ucieszył jak dostał tego naleśnika –dodaje z uśmiechem.
- O to chodziło.
- Ale Harry… Źle to znosi. Jak zobaczył tego naleśnika to wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem – mówi ponuro. Unoszę sceptycznie brwi, ta jasne.
- Już mnie to nie obchodzi – mowię twardo – Pozbyłam się Styles’a z mojego życia, na dobre.
Jak się później okazało, ta wypowiedź nie miała się sprawdzić…

>wieczór®<

DING DONG – słyszę dzwonek do drzwi.
- Liam! Otworzysz? – dre się, aby chłopak na pewno mnie usłyszał.
- Jasne – słyszę w odpowiedzi. Po chwili do kuchni, w której gotuje wchodzi Niall.
- Cześć – uśmiecha się – Przyniosłem kwiatki – pokazuje mi mały bukiecik.
- Hej – odwzajemniam uśmiech – Wstaw je do wazonu.
Chłopak bierze jakiś wazonik i nalewa do niego wody, a następnie umieszcza w nim kwiatki.
- Co pichcisz?
- Bigos – mrugam do niego. Uśmiech Niall’a momentalnie staje się jeszcze większy.
- Pomóc ci?
- Nie – mówie stanowczo. Nie, żebym miała coś do Niall’a, ale kuchnia to moje królestwo i wole go z nikim nie dzielić. – Ale możesz pomóc Liamowi nakryć do stołu – uśmiecham się.
- Ok. – mówi i wychodzi do jadalni.

>1h później<

Siędze na kanapie wciśnięta pomiędzy Niall’a a Liam’a, oglądając telewizje. Liam skacze po kanałach i zatrzymuje się na wiadomościach. A tam po chwili ukazuje się reportaż… zgadnijcie jaki! Oczywiście ten, który widziałam wczorajszego wieczora. Szybko wyrywam Liamowi pilota i przełączam na byle jaki program.
- Frajer – mrucze pod nosem. Zapada niezręczna cisza.
- Harry powiedział, że powiedział tak w tym reportażu, dlatego, że myślał, że ty coś na niego nagadałaś – odezwał się cicho Niall.
- Nie ważne – ucinam krótko – Sory Niall, ale nie obchodzi mnie, co on powiedział.
Zaczynam skakać po kanałach, tak jak Liam wcześniej.
- Nic nie ma – stwierdzam ponuro. Wyłączam TV.
- To co robimy? – pyta Niall.
- Nie wiem. Wymyśl coś – mówie.
- Ejjj… to ja jestem tutaj gościem! – żali się blondyn.
- Wiem – oświecenie spływa na Liam’a – Karaoke bejbe!
- Nieee – jęcze – Przecież wiadomo, kto wygra!
- Nie jęcz tylko graj. – Liam odpala na TV karaoke a ja chcą nie chcą zaczynam śpiewać, a raczej zawodzić. Po piętnastu minutach stwierdzam:
- To nie był nawet taki zły pomysł.
DING DONG- nagle słyszymy dzwonek do drzwi.
- Niall idź otwórz! – komenderuję.
- Ej… Ja tu jestem gościem.
- Idź! Nie marudź!
Widze jak Niall idzie w kierunku drzwi. Zmęczona siadam na kanapie, a na miejsce obok mnie opada Liam. Słysze czyjeś kroki, które są coraz bliżej.
- Cześć Liam. Zostawiłeś u mni… - O bosze… Ten głos – Harry. To chyba na mój widok przerywa.
- Cześć [t.i] – w jego głosie można wyczuć niepewność.
- Cześć – mówię uparcie wpatrując się w telewizor. Nie chce go teraz widzieć. Nie chce.
Cisza.
- Możemy pogadać Liam? – odzywa się po chwili.
- Ta jasne – chłopak wstaje i razem idą w stronę kuchni. Gdy znikają mi z pola widzenia, wstaje i na palcach podchodzę do drzwi od kuchni.

To, co po chwili słyszę, nie należy do najmilszych wypowiedzi na mój i nie tylko mój temat.
                                   ***