wtorek, 30 lipca 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part IV

Idę do najbliżej położonego od stadionu parku. Nie mam ochoty na siedzenie w pustym domu przyjaciela. Szybkim krokiem mijam tłum fanek i rozczochraną dziennikarkę. Serio, ma naprawdę… specyficzną fryzurę.
- [t.i] [t.n] ? – słyszę za sobą czyjś piskliwy głos. Przyśpieszam kroku. To na pewno ta dziennikarka. Po chwili kobieta jednak staje przede mną. Jest strasznie zdyszana.
- Przepraszam, ale nie mam czasu – staram się mówić uprzejmie, ale nie za bardzo mi to wychodzi.
- To zajmie tylko chwilkę – mówi i w tym samym momencie dołącza do nas kamerzysta. Wzdycham głośno i przewracam oczami. Kobieta chyba wzięła to za „Tak”, bo pyta:
- A więc: przyszłaś na koncert Harrego?
Kurde. Jak ci dziennikarze są wkurzający!
- Nie, nie przyszłam na koncert ONE DIRECTION– mówię stanowczo, idąc w kierunku parku. Dziennikarka drepcze tuż przy mnie, a za nią idzie kamerzysta. Czy tylko mi się tak wydaje czy media uważają, że w skład 1D wchodzi tylko Harry Styles?
- Czemu nie?
- A czemu tak?- uśmiechnęłam się cierpko po czym dodałam: - Przepraszam, ale naprawdę się spieszę.
Starałam się ją wyminąć, ale Rozczochrana nie dała się tak łatwo spławić:
- Jak układa ci się z Harrym? – zaszczebiotała. Jaka ona jest upierdliwa! Nie ma własnego życia czy co?
- NAPRAWDĘ MUSZĘ JUŻ IŚĆ – powtórzyłam stanowczo.
- Jak układa ci się z Harrym? – powtórzyła już mniej przyjaznym tonem.
- Jeżeli jest pani tego taka ciekawa, to niech się pani go sama spyta i proszę mnie do cholery zostawić w spokoju! – wybuchałam. Rozczochrana stanęła jak wryta. Chyba się tego nie spodziewała. Dobrze jej tak, przynajmniej nareszcie mogę sobie pójść. Jednak przez to wszystko straciłam ochotę na spacer po parku. Głupi babsztyl! Postanowiłam wrócić do domu Liam’a i poszukać w Internecie jakichś ofert na wynajęcie mieszkania, bo przecież nie mogę mieszkać u niego do końca swoich dni.

*pare godzin później*

Leżę na sofie zajadając się popcornem i oglądając jakieś wiadomości. Jestem z siebie strasznie zadowolona, bo udało mi się znaleźć ładne mieszkanie w przyzwoitej cenie i za dwa dni jestem umówiona z właścicielem. Zerkam na zegarek – 21.00. Liam pewnie prędko nie wróci. Zapewne mają teraz jakieś backstage party i dobrze się bawią. Harry obczaja jakieś laski, a potem pójdzie z nimi do łóżka i … Na samą myśl robi mi się niedobrze i mam szklanki w oczach. Z zamyślenia wyrywa mnie mój własny głos dochodzący z telewizora:
- Nie, nie przyszłam na koncert ONE DIRECTION.
Patrzę telewizor i widzę tam siebie oraz rozczochraną reporterkę.
Po chwili dochodzi do momentu:
- Jeżeli jest pani tego taka ciekawa, to niech się pani go sama spyta i proszę mnie do cholery zostawić w spokoju!
Widać jak odchodzę, a Rozczochrana otrząsa się z szoku i mówi:
- Czyżby pomiędzy Harrym a [t.i] coś się nie układało?
Po chwili przerzutka na studio w którym dziennikarz mówi:
- Zapytany o to Harry Styles powiedział:
Teraz widzę Harrego za sceną.
- [t.i] to przeszłość – mówi twardo i wychodzi na scenę.
Zatkało mnie, po prostu mnie zatkało. To ja tu się powstrzymuję od powiedzenie, że się rozstaliśmy, bo zachowywał się jak zwykły cham i gbur i robił mi awantury, a on tak po prostu mówi, że jestem przeszłością?!
- Fakaj się! – dre się w kierunku telewizory jakby Styles mógł mnie dzięki temu usłyszeć.
Naglę czuję, że strasznie mnie mdli. Jak najszybciej biegnę do łazienki, a po minucie moja kolacja jest już w kiblu.
świetnie. Na dodatek rzygam, czyli, że jestem chora. Albo to przez ten stres.
Czuję, jak po polikach zaczynają spływać mi łzy. „Nie” mówię sobie. Muszę być silna. Szybko wycieram łzy, aby nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Idę do kuchni i stamtąd wyciągam wielką tabliczkę czekolady, którą zjadam w 15 minut. Zapewne była przeterminowana, ale co mi tam i tak już rzygam.
- Dziękuję ci – mówię do pustego opakowania po czekoladzie – Tylko ty mnie rozumiesz. Kocham cię – Przytulam je, po czym wrzucam opakowanie do śmietnika.
Następnie siadam na kanapie i włanczam jakiś horror. Dopiero po chwili uświadamiam sobie sytuację sprzed chwili:
- Co ja przed chwilą zrobiłam? – marszczę brwi. Dobrze, że nikt tego nie widział. Chyba przez to całe rozstanie mi odbija. Chociaż część tego co powiedziałam to prawda – czekolada jest najlepszym przyjacielem zranionej kobiety.
Postanawiam zająć się oglądaniem filmu, jednak po 15 minutach zasypiam.
***

poniedziałek, 29 lipca 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part III :)

Budzę się ze snu z Harrym w roli głównej. Wzdycham głęboko. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Zerkam na zegarek – godzina 10.00. Zazwyczaj śpię o wiele dłużej. Wstaję z łóżka i dopiero teraz orientuje się, że jestem strasznie głodna, więc od razu kieruję się do kuchni. A więc co by tu teraz zjeść? Już wiem naleśniki! Szykując odpowiednie produkty, dopiero po chwili zauważam kartkę o następującej treści:
” Jak zapewne wiesz, mamy dzisiaj z chłopakami koncert, a więc wrócę późno. Czuj się jak u siebie. I pamiętaj co mi obiecałaś – masz się wziąć w garść.
Liam „                                                                
- Nic takiego nie obiecywałam – mówię, chociaż wiem, że nikt tego nie słyszy. Jednak zdaje sobie sprawe, że chłopak ma rację, muszę wziąć się w garść. Nie ma innej opcji.
A więc biorę się za robienie naleśników. W gotowaniu jestem dobra, albo jak mówi Niall jestem „najlepsiejszym mistrzuniem mistrzuniów”. Gdy naleśniki są już gotowe robię im zdjęcie i wysyłam je Niall’owi z podpisem:
”Patrz i mi zazdrość”.
Po minucie dostaje odpowiedź:
”Ejjjj … To nie fair! Z ciebie to naprawde zła kobieta jest! Pamiętaj, że jutro przychodzę do was na kolację J
Ugh… No tak, zapomniałam. A więc Niall jeszcze nie wie. Dlaczego to ja muszę być tą, która mu powie?
” Ja i Harry nie jesteśmy już razem”
Tym razem przerwa pomiędzy esemesami jest o wiele dłuższa, bo odpowiedź dostaję dopiero po piętnastu minutach.
” Przykro mi”
Uśmiecham się ponuro:
” Dlaczego? Tymczasowo mieszkam u Liam’a, więc możesz przyjść jutro na kolację do niego ;) „
”No to będę”
I to by było na tyle, jeśli chodzi o esemesy. Po zjedzeniu naleśników postanawiam wyjść na dwór i trochę się przewietrzyć. A więc idę do swojego pokoju i przebieram się w miętowe rybaczki i szary bezrękawnik z nadrukiem. Na nogi zakładam vansy. Wracam powrotem do kuchni i tam ostatniego naleśnika wkładam do śniadaniówki, którą umieszczam w swojej torebce.
*Na dworze*
Dzwonie po taksówkę, która przyjeżdża po jakichś pięciu minutach.
- Dzień dobry – uśmiechem witam kierowcę.
- Witam – mężczyzna odwzajemnia uśmiech – Gdzie panienke podwieźć?
- Pod stadion Wembley, poproszę – odpowiadam. Lubię być dla ludzi miła. To, że mi się nieukładna, to nie znaczy, że inni też mają to odczuć.
*15 min później*
Mimo, że koncert odbędzie się dopiero za jakieś pięć godzin, pod stadionem zebrał się już dość spory tłum fanek. Przede mną trudne zadanie, bo muszę się przez ten cały tłum przecisnąć. Ehhh no trudno… dam radę. Zaczynam pchać się do przodu, co chwile mówiąc „Przepraszam”, aż w końcu udaje mi się dojść do barierek. Po chwili zauważam przy wejściu na obiekt, znajomą postać.
- Paul! – dre się – Paul!
Mężczyzna zauważa mnie i podchodzi bliżej.
- Witaj [t.i] – uśmiecha się.
- Hej! – odwzajemniam uśmiech – Mógłbyś to dać Niall’owi? – wyciągam z torebki śniadaniówkę.
- Co to? – pyta podejrzliwie.
- A co można dać Niall’owi? – śmieję się – To jedzenie, a konkretniej naleśnik.
Paul odbiera ode mnie opakowanie i zagląda do niego.
- Następnym razem mogłabyś też pomyśleć o biednym ochroniarzu – uśmiecha się – Dobrze, przekażę mu tego naleśnika.
- Dzięki – mówię i odchodzę, kierując się w stronę domu.
10 minut później dostaję esemesa od Niall’a:
”Dzięki! Jesteś wspaniała! xoxoxoxoxoxoxo”
Uśmiecham się pod nosem. Liam miał rację – jestem silna i to przetrawam.
***
Uśmiech by­wa ak­tem męstwa, smu­tek to słabość i pos­ta­wa zbyt wy­god­na. Być ra­dos­nym i dob­rym, kiedy świat jest smut­ny i zły, to do­piero odwaga.”

***

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać"part II ;)

Siedzę w parku na ławce, przeżywając to, co się przed chwilą stało. To była zła decyzja, że przyszłam w to miejsce. Wokół pełno zakochanych par okazje sobie uczucia, co nie polepsza mojego stanu. Nie mam im tego za złe, niech cieszą się sobą, życzę im wszystkiego dobrego.
Wstaję z ławki, ale po chwili znów na niej siadam, orientując się, że przecież nie wiem, gdzie mam teraz iść. Wyciągam z kieszeni telefon i wybieram numer do Liam’a – mojego najlepszego przyjaciela.
- Halo? – słyszę jego głos w słuchawce.
- Cześć Liam – mówię drżącym głosem.
- Hej [t.i]. Stało się coś? – w jego głosie można wyczuć niepokój.
- Mogę do ciebie teraz przyjść? – ignoruję jego pytanie.
- Tak, jasne.
Rozłączam się i zaczynam iść w kierunku jego domu. Po policzkach spływają mi łzy, które nieudolnie próbuję powstrzymać. Nie mogę płakać. Moja decyzja była słuszna, postąpiłam rozsądnie. Jednak nie mogę, nie mogę przestać opłakiwać naszego rozstania.
Nareszcie docieram do domu przyjaciela. Szybko wycieram łzy i naciskam dzwonek do drzwi. Dziesięć sekund później drzwi otwiera mi Liam.
- Cześć – mówię sztywno.
- Hej, wejdź – gestem zaprasza mnie do środka. Wchodzę, a on szybko zamyka za mną drzwi. Przez chwilę patrzę mu w oczy, zastanawiając się czy powiedzieć mu o zdarzeniach ostatnich kilku godzin. Decyzję podejmuję szybko, wiedząc, że sama sobie z tym nie poradzę.
- Zerwałam z Harrym. – mój głos nie wyraża żadnej emocji. Liama wyraźnie zatkało. Po poliku spływa mi jedna łza, a za nią następna i następna. Kieruję się w stronę salonu i siadam na kanapie, to właśnie na niej poznałam mojego byłego już chłopaka. Po chwili dołącza do mnie Liam.
- Jak to? – pyta cicho.
- Pokłóciliśmy się, znowu – mówię drżącym głosem – Od waszego powrotu z trasy, często to robiliśmy.
- Nic mi nie mówiłaś – mówi Liam, w jego głosie wyczuwam smutek.
- Myślałam, że to przejdzie, że to przejściowe – przerywam na chwile, aby zaczerpnąć powietrza.
- Jednak nie mogłam już tego wytrzymać i… odeszłam – ostatnie słowo wypowiadam cicho prawie niedosłyszalnie. Po tym wyznaniu zalewam się łzami. Czuję, jak chłopak przytula mnie i głaszcze po głowie.
- Musisz odpocząć – szepcze.
- Tak – mówię. Czuję się jak w transie, jak w  jakimś złym śnie. Kieruję się do pokoju w którym parę razy już spałam, a tam kładę się na łóżku i wycieńczona zasypiam.

Budzę się w środku nocy i czuję, że wyraźnie mnie mdli. Szybko biegnę do toalety i tam zaczynam wymiotować. Po chwili siadam na kafelkach i przykładam rozgrzane czoło do zimnej powierzchni boazerii. Po mojej twarzy spływa łza, a za nią kolejna i kolejna. Zaczynam głośno szlochać. To wszystko miało być inaczej! Inaczej! Wiązałam z nim wielkie nadzieje, ale to wszystko się skończyło. A ja nadal cierpie. To niesprawiedliwe! Zamykam oczy, aby choć trochę się uspokoić, jednak to nic nie daje, zaczynam jeszcze głośniej szlochać. Zaciskam mocniej oczy.
- Uspokój się [t.i]! uspokój! – rozkazuję sobie. Czuję jak ktoś mnie przytula. Otwieram oczy – to Liam. Nawet nie usłyszałam jak wszedł.
- Ciii – uspokaja mnie – Nie płacz. Musisz zapomnieć.
- To nie takie łatwe – szepczę.
- Wiem, ale dasz radę, wiem to. Jesteś silna, poradzisz sobie, tylko nie płacz. Jeszcze sobie kogoś znajdziesz, kogoś kto cie nigdy nie zawiedzie.
- Ja go tak mocno kochałam. – łkam.
- Wiem.
- J-ja myślałam nawet, że to będzie coś na całe życie – wyznaje – Dlaczego tak szybko się skończyło?! Dlaczego?!
- Widocznie tak musiało być.
- Ale dlaczego?! – pytam jakby on znał odpowiedź na wszystko.
- Nie wiem. Ale wszystko będzie dobrze.
- Kłamiesz.
- Nie kłamię.
- Kłamiesz.
- Nie.
Jego optymizm zaczyna mi się udzielać. Wszystko będzie dobrze, tylko muszę zapomnieć. Zapomnieć.
- Chodź. Musisz się wyspać, żeby nabrać sił – delikatnie pomaga mi wstać z podłogi i prowadzi do pokoju. Tam kładę się na łóżku, a on przykrywa mnie kołdrą.
- Dziękuję, Liam – mówię cicho, wycierając ostatnie łzy.
- Zrobiłabyś dla mnie to samo – uśmiecha się.
- Idź już. Ty też musisz się wyspać – odwzajemniam uśmiech.
- Oj tak. Czeka mnie jeszcze niańczenie Harrego – po chwili uświadamia sobie, co powiedział i patrzy na mnie z zakłopotaniem.
- Przepraszam, jeśli sprawiam ci kłopot – mówię, czując jak w oczach zbierają się łzy.
- Nie, to nie tak. Chodzi mi o to, że Harry wkurzył mnie tym, jak bardzo cie zranił i przez niego płaczesz, a pewnie będę go musiał jutro pocieszać, chociaż to wyłącznie jego wina, że cie stracił. – wzdycha, siadając obok mnie na łóżku.
- Wątpie, żebyś musiał go pocieszać. Szybko sobie z tym poradzi – uśmiecham się sarkastycznie. Liam wybucha śmiechem.
- Chyba naprawdę się niedoceniasz.
- Czemu?
- Myślę, że twoja teoria się nie sprawdzi i będzie zupełnie na odwrót.
Wzdycham. Jeszcze zobaczymy kto tu ma rację. Chłopak wstaje i kieruje się w stronę drzwi.
- Liam?
- Tak? – odwraca się.
- Dzięki, za wszystko. – Uśmiech się.
- Spoko. Jak masz problem, to zawsze możesz przyjść z nim do mnie. Jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Zawsze ci pomoge. – To wyznanie głęboko mnie wzrusza. Dzięki niemu wiem, że jest na świecie ktoś, komu choć trochę na mnie zależy.
- Wiem, że to niewiele znaczy, ale ty też możesz na mnie liczyć. – uśmiecham się lekko.
- Znaczy bardzo wiele – puszcza mi oczko – A teraz idź już spać. Dobranoc. – mówi i wychodzi.
- Dobranoc – odpowiadam, a po piętnastu minutach zasypiam niespokojnym snem.
            ***
„Przyjaciele są jak ciche anioły, które unoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały, jak latać”

***

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" (z Harrym)

To wszystko jest już bez sensu. Nie daje rady. Kolejna kłótnia, kolejne łzy. Czekam na niego jak głupia przez tyle czasu, gdy jest w trasie i świetnie się bawi, a gdy już wraca, tylko kłótnie, kłótnie, o wszystko, o byle co. Miłość. Dlaczego musi być tak okrutna? Dlaczego musi się kończyć, wypalać? Właśnie. Pomiędzy mną a Harrym coś się skończyło, runęło jak domek z kart, tak nagle i bezsensownie.
Siedze w fotelu z podkulonymi nogami i cicho płacze. Podnosze wzrok i widze jego, wpatrzonego we mnie. Stoi z założonymi rękoma, oparty o szafkę. Patrzymy na siebie uważnie. W jego oczach nie widze już tej dawnej miłości, jak kiedyś, tego blasku, który tak mnie pociągał i kusił. Pozostała tam tylko złość i … nic więcej. Patrzy na mnie z zawodem, jakbym coś zrobiła. Po moim policzku spływa łza. Nie mogę, nie mogę wytrzymać tego bijącego chłodem Harrego. To nie ten sam człowiek, w którym się zakochałam, nie ten. Gdy tak na niego patrze, podejmuje decyzje i bez słowa wychodzę z pokoju. To trudne, ale słuszne. Wchodze do naszej wspólnej sypialni, przesiąkniętej tyloma wspomnieniami. Żałuję, bardzo żałuję, ale co mam zrobić? Nie mogę zostać, nie dam rady. W pośpiechu pakuję do walizki swoje ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Po chwili jestem gotowa, gotowa, by zacząć nowy rozdział w życiu. Wchodzę do salonu, w którym stoi Harry, w tej samej pozie co wcześniej.
- Harry…
Podnosi wzrok, ale nic nie mówi.
- Odchodzę.
Znowu nic. Jego wzrok jest pusty. Jakbym widziała ciało, w którym brak duszy. Obserwuje, jak jego oczy, mimo obcego wyrazu, napełniają się łzami. Jednak on nie płacze, w przeciwieństwie do mnie.
- Za parę dni, wrócę po reszte moich rzeczy i oddam ci klucze.
Cisza.
- Harry?
- Tak? – słyszę jego ochrypnięty głos, który tyle razy dawał mi ukojnie. Lecz nie dziś, nie teraz.
- Przykro mi, że tak to się skończyło – zaczynam – Myślałam, że to będzie coś więcej, coś na całe życie … - przerywam, dławiąc się łzami.
- Myliłam się.
Widzę, jak po jego policzku spływa pojedyncza łza. Odruchowo wycieram ją palcem, przywołując na twarz wymuszony uśmiech. Kąciki jego ust unoszą się lekko, lecz również jest to wymuszone.
- Ja naprawdę cię kochałam – wspinam się na palce i delikatnie całuję go w usta. To moje pożegnanie.
- Żegnaj, Harry – odwracam się i powolnym krokiem odchodzę. Gdy już jestem przy drzwiach słyszę:
- Żegnaj [t.i]. Mi też jest przykro.
Wychodzę. Stoję tak jeszcze przed domem dobrych parę minut, próbując uspokoić myśli. Zaczyna padać, a ja ruszam na przód, ciągnąc za sobą walizkę. Nie obchodzi mnie dokąd idę, to nie jest ważne. Ważne jest to, że nie ma już NAS. Jestem tylko ja i on, od teraz prawie obcy sobie ludzie. Los nie jest sprawiedliwy, życie nie jest sprawiedliwe. NIC nie jest sprawiedliwe.

I tak właśnie umierają marzenia… i nadzieja, na lepsze jutro.

                        …