niedziela, 29 września 2013

Part III "Nie jest aż tak źle"


Właśnie odłożyłam słuchawkę telefonu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Chyba się z nikim nie umawiałaś, Allie?
To już miesiąc, jak mieszkam w mieszkaniu od Modest’u. Tommy, bo tak kazał na siebie mówić chłopak w kolorowych ciuchach, wszystko mi wytłumaczył. Dostałam nowe sprzęty, markowe ciuchy. Cóż, nigdy nie śmierdziałam groszem. W akademiku ledwo wiązałam koniec z końcem, więc moje ciuchy nie należały do najdroższych. Nigdy się tym nie przejmowałam, nie obchodziło mnie zdanie ludzi, którzy patrzą tylko na to, jak ktoś jest ubrany. Inaczej dobierałam sobie przyjaciół. Teraz musiałam zachowywać się nieco inaczej. Zwracać szczególną uwagę na wygląd, jakby to było w życiu najważniejsze. Nigdy nie przepadałam za takimi ludźmi, a teraz… Teraz sama się taka stanę.
I tak właśnie wygląda twoje szczęście, Allie. Ciesz się, że nie musisz być hipisem.
Idąc w stronę drzwi, minęłam lustro. Byłam ubrana w szare, dresowe spodnie ze ściągaczami i zwykłą, białą koszulkę. Na nogach miałam tenisówki. Oczywiście ten ‘zestaw’  musiałam sobie kupić sama, gdyż nie był on zbytnio stylowy. Włosy związane były w kucyk.
Westchnęłam i otworzyłam drzwi. Za nimi stał Liam.
Przez ostatni miesiąc spotkaliśmy się dwa razy, ale były to tylko spotkania na etapie przyjaciół, jak nazwał to Tommy. Potem Payne wyjechał w trasę i więcej się nie widzieliśmy, a moje życie wróciło do normy. No prawie. Pomijając nowe mieszkanie, stylowe ciuchy, nagły przyrost zainteresowania zarówno ze strony mediów jak i ludzi na uczelni. Po jego powrocie etap przyjaciół miał się przerodzić w coś więcej. Naprawdę się tego obawiałam.
- Hej – zmierzył mnie wzrokiem.
Hej, Liam. Co tu robisz? Dlaczego wróciłeś, skoro miałeś nigdy tego nie robić, tak jak sobie życzyłam? Aha i nie mierz mnie tak wzrokiem, bo wydłubie ci oczy i dam do połknięcia chomikowi, którego nie mam.
- Cześć – wpuściłam go do środka.
- Mam tu posiedzieć do wieczora – oświadczył.
- Jak późnego?
- Dwudziesta trzecia.
Pokiwałam głową.
Jest źle.
Chłopak ściągnął z siebie płaszcz i powiesił go na haczyku. Miał na sobie czarny sweter, z pod którego wystawał rąbek białej koszulki. Czarne spodnie opinały lekko jego nogi, a białe buty widoczne były w półmroku przedsionka.
Poczułam się przy nim jak niechluj.
Bo nim jesteś.
- Chcesz się czegoś napić? – przerwałam krępującą ciszę.
- Wody.

Zastałam go siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję.
Nie no. Co tam, Liam. Nie krępuj się. Ależ oczywiście, że możesz tu robić co chcesz. W końcu to dom głupiutkiej Allie. Co to tam, jakaś aktoreczka, nikt więcej.
Wkurzona położyłam przed nim szklankę z wodą, o którą prosił, nie sory, której zażądał. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
- Dawno wróciłeś? – podjęłam rozmowę. W końcu skoro mamy udawać parę, to chyba musimy się chociaż trochę lubić, nie?
- Nie.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o lubienie się.
Świetnie, Allie. Ty to zawsze potrafisz wzbudzać w ludziach sympatię.
Skierowałam swój wzrok na telewizor, jednak ciągle nie mogłam skupić się na filmie.
W takim dziwnym stanie wytrwałam pół godziny, gdy nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Rose.
- Halo? – odebrałam.
- Allie! Wbijaj do mnie! Jest impreza! Zajeeeebistaaaa! – w jej głosie wyczułam że jest już trochę pijana.
Serio, Rose? Dopiero dziewiętnasta.
- Sory, ale nie mogę.
- Czeeeemu?
- Jestem – zerknęłam na Payne, który nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.- …zajęta.
- Ejjj noooo!
- Sory, Rose. Innym razem. Muszę kończyć. Zacnej zabawy.
- Dzięks.
No i się rozłączyła.
Gratulacje, Allie. Właśnie ominęła cię, być może najlepsza impreza w twoim idiotycznym życiu, a ty zamiast na niej być siedzisz w domu z gościem, który nawet cię nie lubi.
Westchnęłam. Byłam wkurzona na siebie i swoje życie.
Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Tak po prostu?
- Zagrajmy w grę – usłyszałam nagle gruby głos Liama.
Zabrzmiało całkiem jak z tego horroru.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Ja zadaję jedno pytanie a ty mi na nie szczerze odpowiadasz i tak na zmianę.
Ale mi gra.
- Dobra. Zaczynaj.
- Skąd pochodzisz?
- Co? – zamrugałam, a on zmarszczył brwi.
- Bo chyba nie jesteś z Anglii?
- Nie. Urodziłam się w Polsce i tam mieszkałam przez pierwsze dwanaście lat swojego życia. Potem na trzy lata wyjechałam z rodzicami do Irlandii. A teraz jestem tu, na studiach. Moja mama jest polką, tata londyńczykiem – nie wierzyłam, że aż tyle mu o sobie opowiedziałam – Skąd wiedziałeś, że nie jestem stąd?
- Masz specyficzny akcent – uśmiechnął się.
Ma ładny uśmiech.
- Teraz ty – oświadczył.
Jakie by mu tu zadać pytanie?
- Zerwałeś z Sophie tak naprawdę czy tylko udajecie? – zapytałam, przypominając sobie artykuł na jakiejś stronce.
- Udajemy.
Chyba nie chciał na ten temat rozmawiać, więc dałam mu spokój i tylko pokiwałam głową.
- Dlaczego to robisz?
Hmm… Dobre pytanie. Sama chciałabym znać odpowiedź.
- Moja mama potrzebuje pieniędzy – powiedziałam bez ogródek – Ja potrzebuję pieniędzy. Poza tym nie chcę, aby wywalono mnie ze studi. Nie miałabym nawet kasy na powrót do Polski, a co dopiero na kupno lub wynajem własnego mieszkania.
Chłopak zmarszczył czoło i nic nie powiedział.
- Dlaczego mnie nie lubisz? – naprawdę chciałam to wiedzieć. – To znaczy, wiem, że nie będziesz mnie uwielbiał i w ogóle, ale chciałabym wiedzieć, czemu jesteś w stosunku do mnie taki chłodny i wredny.
Popatrzył na mnie łagodnie.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło, ale ciągle nie mogłem przestać myśleć o tym, że chodzi ci tylko o kasę i sławę, nic więcej. Myślałem, że jesteś pustą lalunią, która łapie nadarzającą się okazję. Teraz wiem, że tak nie jest i obiecuję się poprawić – uśmiechnął się uroczo.
- Serio. Czy ja wyglądam na pustą lalunię?!
Spojrzał na mnie oraz mój luzacki ubiór i się roześmiał. Spodobało mi się jego śmiech.
- Nie – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Gadaliśmy tak jeszcze trochę, dopóki Liam mógł iść już do domu.

Muszę przyznać, że nie jest taki zły, jak mi się na początku wydawało.


***

Bardzo Was PRZEPRASZAM, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. Chociaż moim skromnym, autorskim zdaniem wyszedł dość słabo. 3 komentarze i pisze dalej ;)))

Może być? ;/////

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 21 września 2013

Part II "Mieszkanie"


- A więc… Co studiujesz? – byliśmy na zewnątrz, a wokół kłębiło się mnóstwo dziennikarzy.
- Aktorstwo – uśmiechnęłam się lekko. – Zawsze o tym marzyłam.
- Pamiętam. – Zaskakujące, z jaką łatwością przychodzi ludziom kłamać.
- A ty… Sława, fani, koncerty. Twoje marzenia się spełniły. To najlepszy dowód, że moje też mogą.
Uśmiechnął się.
- Nigdy nie wątpiłem w twoje marzenia.
- Wiem.
Pokiwał głową.
- Cieszę się, że mogliśmy się spotkać.
- Ja też – uśmiechnęłam się.
- Może umówimy się jeszcze kiedyś? – po raz pierwszy spojrzał mi w oczy.
- Czemu nie? Dam ci swój numer.
Zaczęłam grzebać w torebce, dopóki nie wyciągnęłam z niej czarnego markera. Złapałam chłopaka za rękę i zaczęłam po niej bazgrać.
- Rozczytasz się?
Spojrzał na swoją dłoń i się roześmiał.
- Tak. Raczej tak.
Ten śmiech wydawał mi się szczery. Ale kto go tam wie? Może on też ma jakieś zdolności aktorskie?
- To ja lecę, bo się spóźnię. Pa.
Wprawdzie nie wiem, na co miałabym się spóźnić, ale…
- Pa.
Odwróciłam się i poszłam w stronę adresu zapisanego na karteczce.
Przedstawienie skończone.
Jakoś w połowie drogi usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Przepraszam bardzo! Pani Allyson Boyle?
Odwróciłam się i ujrzałam za sobą kobietę w średnim wieku z notatnikiem w ręku.
- Tak to ja.
- Skąd zna pani Liam’a Peyne’a?
- Och – nie spodziewałam się aż tak szybko takich pytań. – Znamy się jeszcze sprzed czasów X-Factora. Przed chwilą się spotkaliśmy.
- Tak wiem. – Zaczęła notować coś w swoim notatniczku. – To tyle. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i poszłam dalej.

Stałam pod drzwiami wskazanenego mi mieszkania, wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Drzwi otworzył chłopak, na oko dwudziestopięcioletni, w kolorowych spodniach, białej koszuli i  neonowej chustce.
-Boyle?
Pokiwałam głową, a on zaprosił mnie do środka.
- A więc tak, to twoje nowe mieszkanie – wsadził mi do ręki klucze. – Większość twoich rzeczy z akademika została tu przeniesiona i ogólnie kupiliśmy ci nowe ubrania, i to tyle ja spadam.
Wyszedł.
Stałam w przedpokoju, w którym znajdowało się ogromne lustro. Zerknęłam do niego.
Nie czuję się jakoś specjalnie piękna. Mam długie, brązowe, lekko kręcone włosy, zielone oczy, mały nosek i bladoróżowe usta. Jestem szczupła i zadowolona ze swojej figury.
Przeszłam przez przedpokój i znalazłam się w salonie.
Usiadłam na swojej nowej kanapie w swoim nowym domu. Przełknęłam ślinę. To nie mogło skończyć się dobrze.



***

Tak, wiem - strasznie krótkie. Ale jeżeli się zmobilizujecie i będą co najmniej 3 komentarze to następny rozdział pojawi się już jutro i będzie o wiele dłuższy i ciekawszy od tego! ^^

Podoba się? :D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 11 września 2013

Part I "W co ja się wpakowałam?"


Szłam szybkim krokiem przez park, śpiesząc się na spotkanie w firmie „Modest!”.
Jakieś dwa tygodnie temu wysłałam tam podanie o pracę. Wczoraj dostałam odpowiedź. Byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa. Potrzebowałam kasy bardziej niż kiedykolwiek.
Dzień był piękny i słoneczny. Po dziesięciu minutach marszu byłam już przed siedzibą firmy. Stanęłam, wzięłam głęboki oddech, wygładziłam koszule i odważnym krokiem weszłam do środka.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się lekko, idąc w stronę kobiety w recepcji. – Nazywam się Allyson Boyle. Ja w sprawie pracy.
- Witam – powiedziała i wpisała coś do komputera, aby po chwili uważnie zlustrować mnie wzrokiem. – Ach. Panna Boyle. Czekaliśmy na panią.
Zmarszczyłam brwi. Czekali na mnie?
- Proszę iść do gabinetu numer dwadzieścia cztery – uśmiechnęła się współczująco.
- Dziękuję – odpowiedziałam i odeszłam, szukając gabinetu dwadzieścia cztery.
Dlaczego ta kobieta patrzyła na mnie ze współczuciem? To było dziwne. Coś tu nie grało.
Po chwili stałam już pod wyznaczonym gabinetem. Zapukałam.
- Proszę – usłyszałam ze środka męski głos. Nacisnęłam lekko klamkę i weszłam.
- O, panna Boyle – powitał mnie wysportowany mężczyzna w garniturze. Mógł mieć z pięćdziesiąt lat. Może troszkę mniej. – Proszę usiąść. Za chwilkę wrócę.
No i wyszedł.
Rozejrzałam się po pokoju. Był średniej wielkości o ścianach pomalowanych w kolorze jasnego orzechu, czyli po ludzku w kolorze sraczkowatym. Na środku stało ogromne biurko, a za nim regał z książkami. Usiadłam przy biurku i niecierpliwie czekałam na powrót tamtego faceta, którego tu zastałam. Jednak do gabinetu wszedł mężczyzna, który delikatnie mówiąc był bardziej puszysty od swojego poprzednika.
- Witam panno Boyle – usiadł za biurkiem. – Zacznę może od tego, że niestety, ale niedostała pani pracy na tym stanowisku, na którym pani chciała.
- Jak to? – zdziwiłam się. O co tutaj chodzi?
- Zna pani zespół One Direction? – zapytał nagle. Pokiwałam głową.
- A więc jeden z jego członków potrzebuje dziewczyny. Musimy mieć parę, której wszyscy będą kibicować i ich kochać. Mamy już Zerrie, ale to nie do końca to czego potrzebujemy. Ostatnią taką parę było Lanielle, ale niestety rozpadło się.
Pokiwałam głową.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Będziesz dziewczyną Liam’a Payne’a z 1D, za co będziesz miesięcznie zarabiać piętnaście tysięcy funtów plus dodatkowe wydatki i takie tam – stwierdził rzeczowo.
Że co? Ja mam udawać czyjąś dziewczynę? Z drugiej strony taka kasa bardzo by mi się przydała. Mogłabym pomóc mojej mamie i …
- Co jeśli odmówię? – zapytałam. Mężczyzna uśmiechnął się cwano.
- No cóż – zaczął. – Wiemy, że studiujesz aktorstwo i jesteś w tym bardzo dobra. Powiedzmy, że jeżeli odmówisz to twoja kariera skończy się, nim w ogóle zdąży się zacząć. Takie same konsekwencje poniesiesz, jeżeli zerwiesz naszą małą umowę.
Przełknęłam ślinę.
Cholera! W co ja się wpakowałam?!
- Ale przecież Liam Payne ma dziewczynę – przypomniałam sobie nagle.
- Ona nie stanowi problemu – zapewnił mnie mój rozmówca. – A więc co ty na to?
Nie miałam wyboru, musiałam się zgodzić.
- Dobrze.
- Wspaniale. Chodźmy teraz do recepcji. Poznam cię z kimś.
Pięć minut później byliśmy już w hollu przy recepcji. Na jednym z krzeseł udtawionych przy ścianie siedział zagniewany chłopak. Liam Payne.
Gdy nas zobaczył wstał i podszedł.
- Alyson, to jest Liam. Liam, to jest Alyson. Będziecie razem pracować.
Pracować? Hmm… Ciekawe określenie.
Bez słowa podaliśmy sobie ręce.
- Będziecie musieli się zacząć do siebie odzywać, bo inaczej nie da rady – zachichotał mężczyzna.
- Jeżeli chciał pan być zabawny, to panu nie wyszło – stwierdziłam gorzko. Payne uśmiechnął się cierpko, a facet spoważniał.
Ale go zgasiłam.
- A więc, znacie się jeszcze sprzed czasów X-Factora, ale dawno się nie widzieliście. Przypadkowe spotkanie po latach właśnie się odbywa. To tyle. Powodzenia. – I sobie poszedł.
Spojrzałam na Liam’a. Był ładny. Ale tego należało się spodziewać. Ubrany był w czarną bluzę i spodnie. Na głowie miał fullcap’a. Skrzywiłam się. Nie lubię tych czapek. On także mi się przyglądał. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, lustrując się wzrokiem.
- A więc jak mam się do ciebie zwracać? – zapytał głosem wyżutym z emocji. – Allyson? Allie? All?
Nie lubi mnie. Pewnie myśli, że się sprzedałam. Chociaż… Taka jest prawda. Sprzedałam się, siebie i swoje przekonania.
- Obojętnie – mruknęłam.
Ale czy on jest lepszy? W końcu to on dysponuje taką kasą. Ja jestem nikim, on wręcz przeciwnie.
Kiwnął głową, a po chwili ruszył w kierunku drzwi.
- Chwileczkę!
Odwróciłam się i ujrzałam kobietę z recepcji pędzącą w naszą stronę z karteczką w ręku.
- To dla ciebie – podała mi świstek. – Masz tam iść zaraz po pracy.
Pracy? Dobre sobie.
Zerknęłam na kartkę.
Chocolate Street 13/6

13? Serio? To nie jest śmieszne.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się sztucznie. W tym momencie Liam ruszył do drzwi, a ja podążyłam za nim. Położył rękę na klamce.
- Gotowa?
Kiwam głową.
Przedstawienie czas zacząć!



***

A oto i początek nowego opowiadania! Zaciekawieni? Mam nadzieję, że tak, a jeżeli nie. to mam nadzieję, że kolejne części Was zainteresuję ;)))))) Starałam się pisać poprawnie, a wyszło, jak wyszło. Jestem tylko człowiekiem, ale pozwalam Wam wytknąć mi moje błędy :DDDD Czekam na Wasze opinie :)))))))))

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 7 września 2013

Imagin Part XIII

Staje nieruchomo, nie wiedząc, jak się zachować. Skąd oni się tu wzięli? Pierwszy reaguje Liam, który mocno mnie przytula. Chcąc nie chcąc odwzajemniam przytulasa. Tak cholernie mi go brakowało.
- Cześć – uśmiecham się słabo. Zerkam na Styles’a. Ten dalej stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Najchętniej zamknęłabym teraz drzwi i pogadała tylko z nim. A jeżeli Harry będzie chciał mi odebrać dziecko? Co wtedy?
- Wejdźcie – mówie  niechętnie. Po chwili jesteśmy już w salonie. Siadam na fotelu, a moi goście na kanapie, naprzeciw mnie.
- Słucham – mówię twardo. – Po co tu przyjechaliście?
- Dlaczego odeszłaś? – pyta cicho Harry. Wygląda trochę tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. – Dlaczego się od nas odcięłaś?
Spoglądam na Liama. Przecież on wie. Po chwili mój wzrok spotyka pytające spojrzenie Stylesa.
- Chciałam zacząć od początku. Nie miałam w Londynie już niczego, ani nikogo – mówię głosem nie wyrażającym żadnych emocji.
- A ja, a Liam? – Harry wygląda na lekko zaskoczonego.
- Ty? – unosze brwi. – Ty masz tę dziewczynę, z którą tak dobrze się bawiłeś.
- [t.i] ja… Ja nie wiedziałem… To nie było tak… - głos zaczyna mu się łamać. Ignoruje go i spoglądam z wyrzutem na Liama.
- A ty, Liam? Czy powiedziałbyś mi, gdybym się o tym nie dowiedziała?
Chłopak nic nie odpowiada, tylko spuszcza głowę.
- Tak myślałam.
Nagle odzywa się Harry:
- [t.i]… Ta dziewczyna… Ona nic nie znaczyła… Ona była tylko odskocznią od problemów, niczym innym…
- Nie powinieneś tak przedmiotowo traktować ludzi, Harry – mówię gorzko. Nagle jego spojrzenie pada na mój brzuch.
- Czy ty… - nie kończy.
- Tak – wstaję niechętnie. – Chodź.
Powoli prowadzę go do pokoju maluszka, chcąc jak najbardziej opóźnić ten moment. Ale Harry ma prawo. W końcu to też jego dziecko. Wchodzimy do pokoiku i pozwalam chłopakowi podejść do łóżeczka. Patrzy przez chwilę na dzidziusia, a po chwili spogląda na mnie. W jego oczach można dostrzec wzruszenie.
- To mój synek?
- Tak- uśmiecham się mimowolnie, a on znowu zerka do łóżeczka.
- Jak ma na imię?
- James.
- Ładnie.
Znowu się uśmiecham. Chwila. Czy Harry Styles właśnie sprawia, że się uśmiecham? Cholera.
W tym momencie do pokoju wchodzi Liam, który również podchodzi do łóżka małego.
- Śliczny – stwierdza.
Po jakichś dziesięciu minutach wszyscy wracamy do salonu. Zapada krępująca cisza.
- To ja was może zostawię samych – mówi Liam i szybko wychodzi.
- Wody? – pytam Harrego z braku pomysłów.
- Tak, poproszę.
Wychodzę do kuchni i wracam ze szklanką wody. W między czasie zdążyłam jeszcze napisać sms’a do Matt’a, aby jednak nie przychodził. Podaję Stylesowi szklankę i siadam obok niego na kanapie. On odstawia ją na stolik, nawet nie biorąc łyka.
- [t.i] – zaczyna, patrząc mi prosto w oczy. – Ta dziewczyna nic nie znaczyła. To był błąd, ąe się z nią przespałem. Przez ostatni rok myślałem tylko o tobie i o naszym dziecku. Błagam wybacz mi.
To co wtedy zrobiłam zaskoczyło zarówno jego, jak i mnie. Pocałunek był długi, namiętny i tęskny. Po chwili odrywamy się od siebie.
- Czy to oznacza tak? – pyta chłopak. Kiwam głową:
- Zacznijmy od nowa.

***


A więc KONIEC! Mam nadzieję, że się całość podobała :)))))))))))

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 1 września 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part XII

*rok później, godzina 14.30*

Stoję przed swoim domem i zawzięcie szukam kluczy w swojej torebce. Jak zwykle panuje w niej jeden, wielki burdel.
W NY jestem już od roku. Przez cały ten czas nie kontaktowałam się z nikim z, jak to nazywam, mojego dawnego życia. Od jakichś dwóch miesięcy mam swój własny dom. Wcześniej mieszkałam u cioci. Naprawdę wiele jej zawdzięczam.
Z towarzyszącym mi okrzykiem triumfu, wyciągam z torebki klucze.
W domu panuje cisza. Zamykam drzwi i na palcach wchodzę do kuchni.  Przy stole siedzi nieco korpulentna pani, koło pięćdziesiątki z okularami na nosie, rozwiązująca krzyżówki. Violetta.
- Mały śpi? – pytam szeptem.
- Tak – kobieta uśmiecha się do mnie ciepło.
- Dziękuję ci – odwzajemniam uśmiech. – Jeśli chcesz, możesz już iść.
- No to do poniedziałku – mówi i wychodzi.
- Do poniedziałku – odpowiadam. Violetta jest opiekunką do dzieci, naprawdę dobrą. Przychodzi tu od poniedziałku do piątku, czyli wtedy kiedy jestem na uczelni, albo pracuję w bibliotece. Nie zarabiam za wiele, ale jak na razie, nie muszę się martwić pieniędzmi. O wszystko dbają moja mama i ciocia. Oczywiście, mam zamiar pracować gdy skończę studia. Nie mam zamiaru być dla nich ciężarem.
Wchodzę do pokoiku dziecięcego i zaglądam do łóżeczka. Śpi w nim czteromiesięczny bobasek o ciemnobrązowych, kręconych włoskach. James. Gdyby otworzył oczka, zobaczyłabym zielone tęczówki. Jest taki podobny do swego ojca.
Stop! Nie myśl teraz o nim. Zaczęłaś nowe życie. Pamiętasz?
Potrząsam głową, chcąc odegnać od siebie obraz Harrego Stylesa. Nagle dzwoni telefon. Zerkam na wyświetlacz „Matt”.
- Hej!
- Hej [t.i]! Jesteś dzisiaj wolna?
- Nie. Ale jeśli chcesz, to możesz pomóc mi przy małym.
- Ok. Będę za pół godzinki.
- To do zobaczenie.
- Narka.
Uśmiecham się. Matt jest moim przyjacielem. Naprawdę bardzo go lubię. Wydaje mi się, że on chyba coś do mnie ma, ja do niego z resztą też, ale… Po prostu nie jestem jeszcze gotowa na kolejny związek. Tak, wiem. Rok to długi okres czasu, ale moje złamane serce nadal się goi.
Słyszę dzwonek do drzwi, więc po cichu idę je otworzyć.
Coś krótkie te twoje pół godzinki.
- Szybki jesteś – mówię otwierając drzwi. Jednak nie zastaję za nimi Matt’a.
Na progu stoją Harry Styles i Liam Payne.
Fuck!


***

Tak, wiem. strasznie krótki. Obiecuję, że następny będzie dłuższy. A tak apropo tekstu to nie spodziewaliście się, że głównej bohaterce uda się uciec aż na rok co nie???

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 31 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part XI

Obudziłam się, czując czyjąś rękę na swojej talii. Harry. Przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór i stwierdziłam, że musiałam zasnąć w drodze powrotnej do domu. Spojrzałam na zegarek – 9.15. Wstałam i po cichu wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni. Tam zrobiłam na śniadanie pyszne naleśniki. Stojąc przy blacie, poczułam, że ktos przytula mnie od tyłu.
- Harry – syknęłam ostrzegawczo. Nie byłam jeszcze gotowa.
- Przepraszam – pocałował mnie w policzek i usiadł przy stole.
- Jak się spało? – spytałam, chcąc szybko zmienić temat.
- Znakomicie, bo z tobą – usłyszałam w odpowiedzi.
- Cieszę się – podałam mu talerz i usiadłam obok niego. Patrzyłam jak je. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Ty nie jesz?
- Już jadłam – uśmiechnęłam się, gdy chłopak wracał do jedzenia.
Kiedy skończył, spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi oczyma i szepnął:
- [t.i], proszę, wróćmy do siebie.
- Nie wiem – zmarszczyłam brwi. – Daj mi trochę czasu.
- Ile? – zapytał łagodnie.
- Parę dni – odpowiedziałam, na co on pokiwał ze zrozumieniem głową. Zerknął na zegarek.
- Muszę już iść.
- Ok. – uśmiechnęłam się lekko. Pocałował mnie w policzek w wyszedł.

>parę dni później<

Zdecydowałam, że dam Harremu jeszcze jedną szansę. Może i jestem głupia, ale tak postanowiłam. Idę właśnie do jego domu, aby mu to oznajmić, gdy nagle dzwoni mój telefon. Patrzę na wyświetlacz. Liam.
- Cześć Li.
- Hej. Gdzie jesteś?
- Idę do Harrego. Muszę z nim pogadać.
- [t.i] nie idź tam!
- Co? Czemu?
- Po prostu nie idź. Proszę.
- Liam…
- Posłuchaj mnie chociaż.
- Słucham.
- Nie idź tam. To może się źle skończyć. Naprawdę. Uwierz mi.
- Liam! O co chodzi?!
- [t.i]. Nie mogę… Naprawdę… Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Liam, nie wiem o co ci chodzi także NARA.
Rozłączyłam się. Wkurzył mnie. O co mu może chodzić? Nie wiem. Niezrażona, nadal idę do domu Hazzy. Po chwili jestem już pod drzwiami. Otwieram je, swoimi starymi kluczami, które zapomniałam oddać Stylesowi. Po cichu wchodzę do sypialni i co widzę? Harrego z jakąś laską! Chyba nie muszę mówić, co robią.
„[t.i] nie idź tam!”
” Po prostu nie idź. Proszę”
Nie idź tam. To może się źle skończyć. Naprawdę. Uwierz mi.”
„… Nie chcę, żebyś cierpiała.”
Liam miał rację. Mogłam go posłuchać. Powoli wycofuję się z pokoju, czując łzy na policzkach. Są tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli.
Biegnę do swojego mieszkania, czując coraz większą złość. A ja głupia myślałam, że mu naprawdę zalezy! Głupia i naiwna – oto jaka jestem.
Wchodze do swojego mieszkania i zaczynam pakować swoje rzeczy. Muszę z tym skończyć. Muszę się od nich wszystkich odciąć. Muszę zacząć wszystko od nowa. Wszystko. Trudno, sama wychowam dziecko. Dam radę jestem silna. Zaczynam przeglądać notatnik z miejscami zamieszkania moich krewnych i znajomych. Moje spojrzenie pada na ostatni adres.
Ciocia Emma – NEW YORK.

 ***

Może być? Wiem, że trochę krótkie, ale mam nadzieję, że się podoba ;) Next jutro :D Muszę Wam wynagrodzić te dni zapomnienia ;P

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 30 sierpnia 2013

PRZEPROSINY

Bardzo, bardzo Was przepraszam za to, że się przez tak długi okres czasu nie odzywałam. Naprawdę nie mogłam. Nie miałam internetu ;___________; To było straszne. Mam nadzieję, że mi wybaczacie. Next imagina powinien się pojawić jutro wieczorem ;) A tak z innej beczki: NIE wierzę, że te wakacje już się skończyły. NIE! To niemożliwe, że ten czas tak szybko leci. Zdecydowanie za szybko. No nic. Trzeba iść do gimnazjum, kupować plecak (bo jeszcze nie mam) i mieć nadzieję, że ten rok szkolny minie szybciej niż poprzedni...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part X

Szybko wyciągam komórke i wybieram numer do [t.i]. Odbiera dopiero po czwartym sygnale:
- Halo?
- [t.i]! Dzięki bogu. Kamień z serca. Gdzie ty jesteś?
- Gdzieś. – Czy ona zawsze musi się tak ze mną drażnić?
- A tak konkretniej…?
- A tak konkretniej w wesołym miasteczku.
- Co?!
- Słyszałeś.
- [t.i] jest pierwsza w nocy! Co ty do cholery tam robisz?!
- Nie krzycz na mnie.
- Przepraszam. Ja po prostu się o ciebie martwie.
- Poradze sobie –wzdycha.
- Po co tam poszłaś? – pytam spokojnie.
- Miałam ochote na wate cukrową.
- Dobra. W jakim wesołym miasteczku jesteś?
- W najbliższym.
- Czyli jakim? –Wzdycha.
- W tym gdzie się poznaliśmy.
- Och –wyrywa mi się na wspomnienie tamtej chwili.
- Ale ja sobie świetnie poradze sama –próbuje mnie przekonać –Mam metro i autobusy…
- Nie ma mowy –przerywam jej –Będę za 10 minut.
- No to pa.
- Na razie.

>w wesołym miasteczku<

Gdzie on jest? Krąże już tu od dziesięciu minut i nigdzie nie widze [t.i]. A jak coś jej się stało? Jej i dziecku? Mojemu dziecku. Myśl, że zostane ojcem troche mnie przeraża. Fakt, planowałem mieć dzieci, ale nie w wieku dziewiętnastu lat. Domyślam się, że dla [t.i] to też nie jest spełnienie marzeń, ale co ma robić. I jeszcze ta trudna sytuacja w naszym związku. Co ja gadam, przecież nasz związek nie istnieje. Strasznie to wszystko skomplikowane. Mam nadzieje, że się zejdziemy, bo jak inaczej? Jakoś sobie tego nie wyobrażam: ja zabieram dziecko na weekendy, a [t.i] zajmuje się nim przez reszte tygodnia? To nie byłoby dobre, ani dla nas, ani dla bobaska. Wzdycham zmęczony swoimi myslami.
I wtedy ją zauważam. Stoi obok niskiego mężczyzny sprzedającego wate cukrową i wesoło z nim gawędzi. Gdy mnie zauważa, gestem pokazuje, żebym do nich podszedł. Robie, jak każe.
- Hej –wita się ze mną.
- Cześć –uśmiecham się.
- Harry to jest Roger. Roger to jest Harry. –przedstawia nas sobie.
- Miło mi –podaję ręke mężczyźnie przy stoisku.
- Mi również –odpowiada –Czy my się gdzieś nie widzieliśmy?
- Nie, raczej nie.
- Przykro mi, Roger –odzywa się [t.i] – Ale musimy już iść. Na razie.
- Do zobaczenia. –odpowiada Roger. Łapię dziewczyne za ręke i razem idziemy w kierunku mojego samochodu.
- Nie musisz mnie trzymać za ręke –mówi po chwili.
- Nie chce, żebyś mi się zgubiła –odpowiadam. Dziewczyna wzdycha, ale nic więcej nie mówi. Kilka minut później jesteśmy już przy aucie. Otwieram jej drzwi, a ona wsiada do auta i zapina pasy. Sam robie to samo, a po chwili jesteśmy już w drodze.
- Mogłaś mi chociaz powiedzieć, że wychodzisz – mówię zatroskanym glosem.
- Nie chciałam cię budzić –wzdycha.
- Powinnaś to zrobić. Już chciałem dzwonić na policje.
- Nie przesadzaj. Poza tym nie musze ci się ze wszystkiego tłumaczyc nie jesteś moim … - nagle zacina się, jakby nie mogła dokończyć zdania, bojąc się mojej reakcji.
- Chłopakiem? –pytam ze smutkiem w głosie.
- Ojcem. Chciałam powiedzieć ojcem. – Kłamie. Już ja dobrze wiem, co chciała powiedzieć. Dalej jedziemy w ciszy.
Gdy stajemy pod jej domem, zauważam, że dziewczyna zasnęła. Wygląda tak słodko i niewinnie. W tym momencie nic nie wskazuje na to, że jest nieobliczalną wariatką. Uśmiecham się na wspomnienie tych wszystkich chwil z nią spędzonych.
Wysiadam z auta i wyciągam z niego spiącą [t.i]. Niosąc ją na rekach, mając ją tak blisko siebie, czuję się szczęśliwy. Po małych trudnościach z przekręceniem kluczyka w drzwiach, wchodzę do jej mieszkania. Po chwili dziewczyna lezy już w swoim łóżku, szczelnie owinięta kołdrą.

***


Bardzo, bardzo was przepraszam, że dopiero dzisiaj dodałam nowy rozdział i że jest taki krótki i w ogóle moim zdaniem beznadziejny, ale ostatnio nie mam ani czasu ani weny. Z tego też powodu nie potraafie powiedzieć kiedy będzie next :C

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 9 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part IX :)

Widzę jak Harry krztusi się wodą, którą przed chwilą pił. Podchodzę do niego i delikatnie klepie po plecach.
- Jak to?! Z kim?! – pyta, gdy już może zaczerpnąć powietrza. Po prostu mnie zatkało. Jeszcze się pyta z kim.
- Z tobą, debilu. A z kim innym miałabym zajść w ciąże?! – prycham. Chłopak wytrzeszcza oczy i odkłada szklankę na stolik.
- A-ale my się zabezpieczaliśmy –mówi, żeby mi przypomnieć. Wzdycham.
- Pamiętasz ostatnią imprezę u Lou? –pytam.
- Taaak.
- Pamiętasz, jak z niej wróciliśmy?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? – Wzdycham raz jeszcze. Dlaczego ja muszę mu to przypominać? Na litość Boską, przecież on jest moim byłym!
- Pamiętasz, co robiliśmy potem?
Harry marszczy brwi, jakby nie mógł sobie tego przypomnieć, ale po chwili na jego twarzy pojawia się głupawy uśmieszek.
- Harry? –pytam niepewnie. Oczy ma zamglone, jakby intensywnie o czymś myślał. Cholera. I jak ja mam go teraz wyciągnąć z jego brudnych myśli?!
- Harry! – próbuję przywołać go do rzeczywistości, a głupi uśmieszek w dalszym ciągu zdobi jego twarz.
- Harry!!! – chłopak nareszcie zwraca na mnie uwagę.
- Co? A. No tak, pamiętam, oj pamiętam.
Wywracam oczami.
- No to chyba właśnie wtedy się nie zabezpieczyliśmy –podsumowuje.
- Och –to jedyne co jest w stanie z siebie wydusić. Siedzimy w ciszy jeszcze przez 10 minut, zanim Harry mówi:
- Czyli, że będę ojcem?
Wzdycham już chyba setny raz.
- Nie wiem, Harry. To twoje dziecko i będziesz jego biologicznym ojcem.
Chłopak już ma coś powiedzieć, gdy nagle słyszymy wibrację jego komórki.
- Kto to? –pytam.
- Liam.
Szybko wyrywam mu komórkę i odbieram:
- Gdy tylko cię spotkam spiore ci dupsko, tak, że nie będziesz mógł siedzieć przez najbliższe dwa dni –mówię groźnym tonem. W odpowiedzi słyszę chichot chłopaka.
- Powiedziałaś mu? –pyta po chwili poważnym tonem.
- Taa.
- No to gratulację.
- Ale mówiłam ci, że sama mu powiem –marudzę do słuchawki, zapominając, że Styles też tu jest.
- Nie zrobiłabyś tego bez mojej pomocy –stwierdza.
- Wiem –niechętnie przyznaje mu rację.
- Dobra ja lece.
- Randeczka? –usmiecham się.
- Coś w tym stylu.
- To powodzenia życze.
- Dzięki. Pa.
- Pa. – I się rozłącza, a ja oddaję telefon jego właścicielowi.
- Mógłbym u ciebie zostać? Na noc? –pyta znienacka Harry.
- Ok. –odpowiadam bezmyślnie „Kurde. [t.i] co ty wyprawiasz?!” –Ale ostrzegam, kanapa nie jest zbyt wygodna –dodaję po chwili.

>wieczór, godzina 20.30<

Przez ten cały czas wraz z Harrym oglądaliśmy film, przez chwilę graliśmy w jakąś gre planszową, a potem jedliśmy zapiekanke.
Aktualnie mam zamiar wziąć dłuuuuugi i odprężający prysznic, aby zapomnieć o tych wszystkich troskach i problemach. Po chwili orientuję się, że nigdzie nie ma mojego żelu pod prysznic. Pewnie jest jeszcze w torbie, w salonie. Niechętnie tam idę. Torba leży przy telewizorze. Szybko do niej podchodzę i schylam się, szukając żelu. I wtedy właśnie orientuje się, że Harry także jest w salonie, a ja jestem tylko w staniku i majtkach. Świetnie. Wyciągam opakowanie i odwracam się w stronę chłopaka.
- Uważaj, bo ci wypadną –mówię, widząc, jak bardzo Styles wytrzeszczył te swoje piękne zielone oczy. „Chwila! Co?! Piękne?! Źle z tobą [t.i], oj źle”. Chcę już wyjść z pomieszczenia, gdy nagle on wstaje i zaczyna iść w moim kierunku. Zaskoczona staje. Chłopak podchodzi do mnie, a nasze twarze znajdują się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Po chwili czuję jego ciepły dotyk na moim brzuchu.
- Ale ja chce być ojcem –mówi cicho.
- Wiem, Harry. Ale to nie jest takie proste.
- Wiem. Dam rade –zapewnie mnie.
- Nie mówię tu tylko o ojcostwie.
- Wiem –mówi, dalej gładząc mój brzuch. Wprawdzie nie jest on jakiś o wiele większy, ale osoba, która zna moje ciało tak dobrze jak ja może zauważyć nie wielkie wybrzuszenie. Taką osobą jest Harry.
- Idę wziąć prysznic – mówię i odchodzę z gigantycznym mentlikiem w głowie.

*Harry*

Budzę się w środku nocy. Ta kanapa jest faktycznie strasznie niewygodna. Ale ciesze się, ze tu nocuje, przynajmniej jestem bliżej [t.i]. wzdycham zchodząc z kanapy. Idę do kuchni i tam piję szklankę wody. Gdy ma już kłaść się z powrotem spać, postanawiam zajrzeć jeszcze do [t.i] i sprawdzić, czy wszystko ok. najciszej jak potrafię uchylam drzwi od jej pokoju i wtykam tam głowę. Nie ma jej. Lekko spanikowany przeszukuje wszystkie pomieszczenia. Nie ma jej. [t.i] zniknęła.

***
Podoba się? Next za jakies 2 dni ;)))))


środa, 7 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy sie, żeby coś mogło trwać" Part VIII

>wieczór<

*Harry*

Wyszła. Tak po prostu, a ja zostałem sam. Dopóki nie przychodziła po reszte swoich rzeczy, miałem nadzieję, że wróci, że jeszcze wszystko się ułoży. Gdy zobaczyłem ją dzisiaj w domu, myślałem, że przyszła po to, aby pogadać, wszystko sobie wyjaśnić. Ale nie, ona była zdecydowana, nie dałem rady zatrzymać jej przy sobie.
Tak bardzo ją kocham. Uświadomiłem to sobie dopiero gdy odeszła. W tym dniu, w którym ze mną zerwała, a wieczorem leżałem w łóżku sam, bez niej, wtedy dopiero zrozumiałem, jak wiele ona dla mnie znaczy. Tak bardzo ją zraniłem. Te wszystkie kłótnie ją wyczerpały. Nie potrafie powiedzieć, dlaczego to wszystko tak się potoczyło, ale wiem jedno, gdyby dała mi jeszcze jedną, jedyną szansę, nigdy bym jej nie zmarnował. Bo ona jest tą jedyną. Z nikim nie będę tak bardzo szczęśliwy, jak z nią.
Siedze na kanapie, tępo wpatrując się telewizor i skacząc po kanałach. Nic. Z [t.i] każdy, nawet najgłupszy film czy serial dawał fure radości. A teraz? Teraz zostały mi tylko wspomnienia. Ze złością wyłączam telewizor, a pilota rzucam w kąt. Nie powinienem był pozwolić jej odejść. Bez względu na wszystko.
Wchodzę po schodach na górę. Gdy jestem już na piętrze zauważam, że klapa prowadząca na strych jest lekko uchylona. A więc tam też była. Pociągam za sznurek i pozwalam drabinie w pełni się rozłożyć. Bezszelestnie po niej wchodzę. Na strychu jest ciemno i zimno. To pomieszczenie doskonale oddaje mój nastrój. Włączam lampke i wtedy zauważam, że na coś nadepnąłem. Okazuje się, że to zdjęcia, zdjęcia na których jestem ja i [t.i], z czasów, w których byliśmy szczęśliwi i pełni życia. To nigdy nie powinno się kończyć. A jednak los potoczył się inaczej. Podnosze je i wracam z powrotem po drabinie. Zamykam klape i wchodze do niegdyś naszej, a teraz już tylko mojej sypialni. Zdjęcia kłade na półce. Rzucam się na łóżku. Wprawdzie jest jeszcze wcześnie – 21.30, ale chce już iść spać. Bo tylko sen przyniesie mi ukojenie.

>trzy dni później, godzina 14.15<

Leże rozwalony na kanapie, bez żadnych perspektyw na zagospodarowanie wolnego czasu. Pare razy próbowałem skontaktować się z [t.i], ale bezskutecznie. Chyba zmieniła numer telefonu. Wzdycham zrezygnowany. Nagle czuję, jak telefon wibruje mi w kieszeni.
- Halo?
- Cześć, stary. – słyszę w słuchawce głos Liam’a. tak nawiasem mówiąc już dawno się z nim pogodziłem i przeprosiłem za tamto najście.
- Siema. Co tam u ciebie?
- Dobrze, dobrze. Ja w sprawie [t.i]. – Czuję jak serce zaczyna mi szybciej bić.
- Tak?
- No więc ona musi ci coś powiedzieć.
- Co?
- To to ci ona sama powie. Zaraz ci wyśle sms’em jej adres, a ty masz tam jechać i z nią pogadać.
- Ale ona mnie nawet nie będzie chciała wpuścić. – mówię zrezygnowany.
- Wpuści cie, wpuści, zaufaj mi.
- No ok. – mówię niepewnie. – To czekam na ten adres.
- Ok. zaraz ci go wyśle. Powodzenia, stary.
- Dzięki – rozłączam się.
Po jakiejś minucie dostaję sms’esa z nowym adresem [t.i]. Biorę kluczyki od auta i jade pod wskazany adres.
20 minut później stoję już pod jej drzwiami, bojąc się zapukać. A jeśli mnie nawet nie wpuści i jeszcze bardziej znienawidzi? Ehh… Z drugiej strony: co mam  do stracenia? Biorę dwa głębokie wdechy i naciskam dzwonek do drzwi. Nic. Próbuję jeszcze raz. Znowu nic. Może nie ma jej w domu? Delikatnie naciskam klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi są otwarte. Po cichu wchodzę do środka, zamykając drzwi za sobą.
Mieszkanie jest ładne i przestronne. Umeblowane w stylu [t.i]. Z jednego z pokoi dochodzi odgłos odkurzanie. Po cichu idę w tamtą stronę. To co tam widzę, sprawia, że na mich ustach pojawia się dawno nie widziany uśmiech.
[t.i] odkurza salon ze słuchawkami na uszach, cicho śpiewając piosenke Michaela Jacksona i rytmicznie poruszając tym swoim seksownym tyłkiem. W domu też tak zawsze robiła, co za każdym razem rozbawiało mnie do łez, a ona udawała, że się na mnie obraża. Tak bardzo mi tego brakuje. Opieram się o framugę drzwi, bacznie obserwując każdy jej ruch. Dziewczyna nie widzi mnie, bo jest odwrócona do mnie tyłem. Energicznie porusza odkurzaczem, jednocześnie machając tyłkiem w te i we w te. Nagle odwraca się na pięcie i gdy mnie zauważa uśmiech spełza z jej twarzy. Kiedyś na mój widok reagowała zupełnie odwrotnie. Ściąga słuchawki z uszu, wyłącza odkurzacz i patrzy na mnie podejrzliwym a jednocześnie pytającym wzrokiem.
- Cześć – mówię cicho. Nie dopowiada. – Liam powiedział, że masz mi coś ważnego do powiedzenia i podał mi twój adres. Dzwoniłem, ale nikt nie otwierał, a drzwi były otwarte, więc wszedłem – tłumacze się szybko. [t.i] wzdycha ciężko i odkłada odkurzacz w kąt.
- Usiądź – mówi cicho, a sama wychodzi do sąsiedniego pomieszczenia.

*[t.i]*

Cholera jasna! Co ten Liam sobie myśli?! Jak będzie już po wszystkim, to pójde do niego i spiore mu dupsko. Do jasnej Anielki! Co ja mam teraz zrobić?! No tak, muszę mu powiedzieć, ale jak?! Liam mógł mnie chociaż uprzedzić, to bym się jakoś przygotowała. A tak? Chociaż może to jednak lepiej, że mnie nie ostrzegł, bo gdybym wiedziała to zamiast się przygotować uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
Stoje w kuchni oparta o blat z założonymi rękoma. W ogóle nie wiem, co mam teraz zrobić. „Dobra [t.i]”pouczam się w myslach”wyluzuj. Maniery przede wszystkim”
- Wody? – pytam Harrego, który siedzi w salonie.
- Tak, poproszę – mówi nieśmiale, a ja nadal się zastanawiam, jak ja mu to do cholery powiem?!
Nalewam wody do szklanki, a następnie idę z nią do salonu, podaję mojemu gościowi i siadam obok niego na sofie. Chłopak uśmiecha się do mnie niepewnie, a ja to odwzajemniam. „Cholera [t.i]! Przecież on cie zranił! Zapomniałaś?!”
- A więc co chciałaś mi powiedzieć? – pyta.
- Nie wiem, od czego zacząć. – Wstaję i zaczynam chodzić w tą i z powrotem. Cholera! Jak ja mam mu to powiedzieć?!
- Po prostu powiedz – podpowiada mi nieśmiało, jakby bał się, ze mnie to zdenerwuje.
- Masz rację – mówię i zbieram się w sobie, żeby mu to powiedzieć. Jednak nie potrafię. Co chwila otwieram buzię, żeby mu to oznajmić, ale słowa jakby mi uciekają i w efekcie nic nie mówię. Cholera! „Dobra [t.i], to przecież nic takiego, takie rzeczy się zdarzają, to nic niespotykanego” dodaje sobie otuchy.
- Harry, bo ja… - Biorę głęboki oddech – Jestem w ciąży.

***

Tak, wiem miał być jutro, ale to chyba lepiej, że jest wcześniej c’nie? :D Mam nadzieję, że się podoba :))))))) Next będzie za jakieś 2 dni ;)


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 6 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part VII

*tydzień później*

>godzina 9.45<

Stoję przed drzwiami do domu, w którym mieszkałam razem z Harrym. Odwracam się za siebie, sprawdzając, czy furgonetka nadal stoi na swoim miejscu. Mam zamiar spakować do niej swoje rzeczy i zawieźć je do nowego mieszkania. Walizki z ubraniami i rzeczy osobiste już w niej są. Teraz muszę jeszcze włożyć do niej rzeczy, które zostawiłam w moim dawnym mieszkaniu, które dzieliłam z Harrym. Wzdycham i kieruję swoją twarz z powrotem w stronę drzwi. Stoję tu już dobre piętnaście minut, nie mogąc zdecydować się na ich otwarcie. Klucze ściskam w dłoni. Dobrze, że przynajmniej nie będzie tam Styles’a. Chłopcy wyjechali w trasę jakieś sześć dni temu. Wkładam klucz do zamka, biorę głęboki oddech, otwieram drzwi i wchodzę do mieszkania. To, co tam zastaję, sprawia, że otwieram szeroko oczy.
Po całej podłodze porozwalane są ubrania, na meblach widoczny jest kilku tygodniowy kurz, po stole walają się puszki po piwie, wszystko jest w nieładzie. Jeden, wielki burdel.
Nagle słyszę jakiś hałas dochodzący z łazienki. Wzdrygam się.
„Błagam, żeby to był złodziej, błagam żeby to był złodziej” – modlę się w myślach.
Jednak z łazienki wychodzi nie kto inny, jak Harry Edward Styles. Bosze… Za jakie grzechy mnie tak karzesz?!
Chłopak trzyma w ręku ręcznik, którym wyciera mokre włosy. Na mój widok wytrzeszcza oczy, tak jak ja wcześniej.
- [t.i] … - mówi cicho, jakby chciał się upewnić, że to na pewno ja, a nie fatamorgana.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś być w trasie – mówię twardym głosem.
- Mamy kilkudniową przerwę – to mówiąc pospiesznie zbiera ciuchy z podłogi, a puszki wrzuca do kosza.
- Och – no tak, to przecież logiczne. Tylko dlaczego Liam nic mi o tym nie wspomniał?
Zaczynam iść w kierunku drzwi.
- Idziesz już? – ton jego głosu jest niepewny, jakby bał się, że to pytanie mnie zdenerwuje. Odwracam się do niego przodem.
- Idę po pudła, zaraz wracam.
- Jakie pudła? – pyta zdezorientowany.
- A jak mam wynieść stąd swoje rzeczy? – odpowiadam pytaniem na pytanie i szybko odwracam się, kontynuując swój marsz.
Po chwili wracam z pięcioma pudłami w ręku zastając Harrego z miną, jakby właśnie dostał od kogoś pięścią w twarz. Wymijam go wiedząc, że długo nie zniosę widoku jego w takim stanie. Nie chce zadawać mu bólu, ale co mam zrobić? Wrócić? Nie.
Wchodzę do sypialni. Z szafy wyciągam resztkę moich ubrań, a z komody zabieram pudełko z biżuterię, z regału ściągam książki. Następnie idę do salonu i tam wybieram swoje płyty. Są pomieszane z kolekcją Styles’a, więc zajmuje mi to trochę czasu. Czuję jego wzrok na sobie, jednak postanawiam nie zwracać na to uwagi. Idę na strych, gdy już tam docieram, wyciągam swój stary, rodzinny album. Na samym jego końcu znajdują się zdjęcia, na których jestem ja i Harry, z czasów, kiedy jeszcze byliśmy szczęśliwi. Ocieram samotną łzę, która spływa mi po policzku. Powoli wyciągam nasze zdjęcia i kładę je na podłodze, a album wkładam do ostatniego już pudła.

Siedze w aucie i mam zamiar już odjeżdżać, gdy nagle orientuję się, że moja torebka została w domu Styles’a. Kurde!. A myślałam, że najgorsze już za mną, bo gdy wychodziłam Harrego nigdzie nie było. Powoli wychodzę z auta i wracam do domu, z którego przed chwilą uciekłam. Wzdycham i wchodzę do środka. Od razu zauważam swoją torebkę, która leży na stole w jadalni. Szybkim krokiem podchodzę do niej i zakładam na ramie. Gdy już mam wyjść na zewnątrz, czuję jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie – Harry. Nasze ciała stykają się, a ja chcąc nie chcąc patrze prosto w jego zaszklone oczy.
- [t.i], nie rób tego – szepcze – Nie zostawiaj mnie.
Czuję, że w moich oczach także pojawiają się łzy.
- Harry… Ja…
- Proszę… - błaga. – Obiecuję, że to się nie powtórzy, obiecuję.
Czuję, że zaraz się rozryczę.
- Nie – mówię stanowczo. – Przepraszam, ale nie.
Odrywam się od niego i wychodzę.
- Żegnaj Harry –mówię i zamykam za sobą drzwi. Biegnę do samochodu jakby gonił mnie seryjny morderca. Siadam za kółkiem i ruszam z piskiem opon. Gdy jestem już daleko od jego domu zatrzymuję się i zaczynam ryczeć. Dlaczego to wszystko tak bardzo boli?!


***
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 4 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" part VI

Miłego czytania!


- Co ona tu robi? – słyszę zza drzwi zdenerwowany głos Harrego.
- Mieszka. Tymczasowo – głos Liama jest spokojny i opanowany.
- Tymczasowo?!
- Tak – potwierdza mój przyjaciel.
- Wiesz, co, takie bajki to ty możesz mediom wciskać nie mi!
- O co ci chodzi?
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi! – drze się Styles. O co on nas podejrzewa?! W tym momencie zauważam, że Niall stoi obok mnie i również podsłuchuje rozmowę tamtych.
- Co?! – chyba do Liam’a wreszcie dotarło, o co posądza go Harry- Chyba nie myślisz, że ja i [t.i]…
- Tak właśnie myśle!
- Harry, to nie tak, uspokój się!
- Jak mam się uspokoić?! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, a ty co?! Tak to mnie wielce pocieszasz i w ogóle, a potem sobie wracasz do domku, do [t.i] i …
- I co? – Czy Liam naprawdę jest taki nie kumaty, czy po prostu ma nadzieję, że jednak Styles tak nie myśli?
- I się z nią piepszysz! – odpowiada tamten.
Zatkało mnie. Liam’a chyba też, bo nic nie mówi. Czuję, jak w oczach stają mi łzy. Energicznie otwieram drzwi od kuchni. Dość tego.
- Harry wyjdź!
- [t.i]… Ja… - Styles wygląda teraz na zdezorientowanego i lekko przestraszonego, ale nic mnie to nie obchodzi.
- Wyjdź powiedziałam! – Widzę jak chłopak idzie w moim kierunku, a po chwili próbuje mnie przytulić. Co on sobie do cholery wyobraża?! Szybko się od niego odsuwam.
- Ogłuchłeś?! Wyjdź!
- Ale, ja…
- Masz wyjść, rozumiesz?! Nie pozwole, żeby ktoś tak traktował mnie i moich przyjaciół!
Chłopak zwiesza głowę i kieruje się do drzwi. Podarzam za nim, aby dopilnować jego wyjścia. Gdy jego ręka jest już na klamce, chłopak odwraca się nagle. Jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
- [t.i], przepraszam. Błagam wróć.
Nic nie odpowiadam, nie jestem w stanie. Otwieram tylko drzwi i delikatnie wypycham go na zewnątrz. Gdy zmykam za nim drzwi czuję, że po policzkach zaczynają spływać mi łzy. Opieram się o ścianę, a następnie zjeżdżam po niej siadając na podłodze. Wybucham płaczem.
Dlaczego? Dlaczego on rani mnie nawet teraz, kiedy nie jesteśmy już razem? Co ja takiego zrobiłam temu światu, że tak mnie karze? Co?
- [t.i], przepraszam! [t.i]! – słyszę jego głos zza drzwi. Dlaczego po prostu sobie nie pójdzie?
- Odejdź! – dre się – Spiepszaj z mojego życia!
- [t.i] ja nie mogę – w jego głosie można wyczuć rozpacz – Nie potrafię!
- Zostaw przeszłość! –mówię z żalem.
- [t.i]… Ja… To nie było celowe! Błagam cię, porozmawiaj ze mną!
- Nie! Idź już! – mówie i znowu zanoszę się płaczem. Dlaczego on po pprostu mnie nie zostawi? Udało mi się od niego uwolnić, uwolnić od tego bólu po rozstaniu. A teraz on przyszedł i wszystko wróciło. Mur, dzielący mnie od wspomnień z  nim związanych runął.
- Przepraszam – to ostatnie, co mówi i odchodzi. Nienawidzę go! Nienawidzę i jednocześnie kocham. Kurde. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?!
- [t.i]… - czuję, że ktoś mnie przytula. Podnoszę głowę – Niall. – Nie płacz.
- To nie łatwe – żale się.
- Dasz radę. – Ma rację. Muszę temu podołać. Już raz się udało. Szybko wycieram łzy rękawem i wstaję z podłogi.
- Gdzie Liam? – pytam.
- W kuchni.
Biorę głęboki oddech i wchodzę do kuchni. Liam stoi oparty o blat z rękami założonymi za szyję i tępo wpatruje się  w sufit. Styles zranił nie tylko mnie. Podchodzę do niego i mocno przytulam, po chwili chłopak to odwzajemnia.
- Przepraszam – mówię.
- Za co? – pyta zdziwiony.
- Gdyby nie ja nic takiego by się nie stało – wzdycham.
- To nie twoja wina – mówi i jeszcze mocniej mnie przytula. Nagle do kuchni wchodzi Niall, a widząc naszego przytulasa drze się:
- Ja też chcę! – i tak oto powstaje nasz zbiorowy przytulas. Gdy już udaje mi się wyplątać mówie:
- A teraz do salonu! I rozkazuję nam wszystkim dobrze się bawić. Bez skojarzeń.

- Tak jest – mówią jednocześnie, a dalsza część wieczora mija już bez jakichkolwiek niespodzianek.
***
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 2 sierpnia 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" part V

Budzę się w „swoim” łóżku, zastanawiając się, co ja tu robie. Zerkam na zegarek – 11.25. udaję się do łazienki i dopiero tam zauważam, że nadal mam na sobie ubrania z wczoraj. Wzdycham cicho przypominając sobie reportaż z Harrym. Postanawiam iść do kuchni, bo zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Dzień dobry – wita mnie Liam z uśmiechem na twarzy.
- Hej – odwzajemniam uśmiech. Spałam długo, ale czuję się zmęczona. Siadam przy stole.
- Zrobiłem tosty – chłopak podsuwa mi pod nos talerz.
- Dzięki.
- Co wczoraj robiłaś?
- Wstałam, poszłam do łazienki, ubrałam się i odbyłam poranną toaletę, zastanawiałam się co zjeść na śniadanie …
- Tak mniej szczegółowo – przerywa mi.
- Wstałam, przeżyłam, poszłam spać –nie mogę się powstrzymać, żeby nie zrobić mu na złość. Chłopak przewraca tylko oczami, po czym zapada wyczekująca cisza. Wzdycham:
- Ehhh… No dobra. Zrobiłam naleśniki, po czym poszłam pod stadion i dałam jednego Paulowi, aby przekazał go Niallowi, jak wracałam to mnie jakaś dziennikarka męczyła. Poźniej znalazłam sobie ładne mieszkanie niedaleko uczelni i jutro mam się spotkać z właścicielem. Potem oglądałam telewizje i trafiłam na ciekawy reportaż, po jego obejrzeniu poszłam do klopa rzygać. Następnie zjadłam ogromną tabliczke czekolady, przy okazji wyznając jej miłość. No a na końcu  zasnęłam oglądając horror. Normalka. A co ciebie? – uśmiechnęłam się sarkastycznie. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyłożył ręke do mojego czoła.
- Temperatury nie ma- stwierdził. Zaczęłam jeść tosty, nie zważając na Liam’a.
- U mnie w porządku – po chwili usłyszałam głos przyjaciela. – Niall bardzo się ucieszył jak dostał tego naleśnika –dodaje z uśmiechem.
- O to chodziło.
- Ale Harry… Źle to znosi. Jak zobaczył tego naleśnika to wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem – mówi ponuro. Unoszę sceptycznie brwi, ta jasne.
- Już mnie to nie obchodzi – mowię twardo – Pozbyłam się Styles’a z mojego życia, na dobre.
Jak się później okazało, ta wypowiedź nie miała się sprawdzić…

>wieczór®<

DING DONG – słyszę dzwonek do drzwi.
- Liam! Otworzysz? – dre się, aby chłopak na pewno mnie usłyszał.
- Jasne – słyszę w odpowiedzi. Po chwili do kuchni, w której gotuje wchodzi Niall.
- Cześć – uśmiecha się – Przyniosłem kwiatki – pokazuje mi mały bukiecik.
- Hej – odwzajemniam uśmiech – Wstaw je do wazonu.
Chłopak bierze jakiś wazonik i nalewa do niego wody, a następnie umieszcza w nim kwiatki.
- Co pichcisz?
- Bigos – mrugam do niego. Uśmiech Niall’a momentalnie staje się jeszcze większy.
- Pomóc ci?
- Nie – mówie stanowczo. Nie, żebym miała coś do Niall’a, ale kuchnia to moje królestwo i wole go z nikim nie dzielić. – Ale możesz pomóc Liamowi nakryć do stołu – uśmiecham się.
- Ok. – mówi i wychodzi do jadalni.

>1h później<

Siędze na kanapie wciśnięta pomiędzy Niall’a a Liam’a, oglądając telewizje. Liam skacze po kanałach i zatrzymuje się na wiadomościach. A tam po chwili ukazuje się reportaż… zgadnijcie jaki! Oczywiście ten, który widziałam wczorajszego wieczora. Szybko wyrywam Liamowi pilota i przełączam na byle jaki program.
- Frajer – mrucze pod nosem. Zapada niezręczna cisza.
- Harry powiedział, że powiedział tak w tym reportażu, dlatego, że myślał, że ty coś na niego nagadałaś – odezwał się cicho Niall.
- Nie ważne – ucinam krótko – Sory Niall, ale nie obchodzi mnie, co on powiedział.
Zaczynam skakać po kanałach, tak jak Liam wcześniej.
- Nic nie ma – stwierdzam ponuro. Wyłączam TV.
- To co robimy? – pyta Niall.
- Nie wiem. Wymyśl coś – mówie.
- Ejjj… to ja jestem tutaj gościem! – żali się blondyn.
- Wiem – oświecenie spływa na Liam’a – Karaoke bejbe!
- Nieee – jęcze – Przecież wiadomo, kto wygra!
- Nie jęcz tylko graj. – Liam odpala na TV karaoke a ja chcą nie chcą zaczynam śpiewać, a raczej zawodzić. Po piętnastu minutach stwierdzam:
- To nie był nawet taki zły pomysł.
DING DONG- nagle słyszymy dzwonek do drzwi.
- Niall idź otwórz! – komenderuję.
- Ej… Ja tu jestem gościem.
- Idź! Nie marudź!
Widze jak Niall idzie w kierunku drzwi. Zmęczona siadam na kanapie, a na miejsce obok mnie opada Liam. Słysze czyjeś kroki, które są coraz bliżej.
- Cześć Liam. Zostawiłeś u mni… - O bosze… Ten głos – Harry. To chyba na mój widok przerywa.
- Cześć [t.i] – w jego głosie można wyczuć niepewność.
- Cześć – mówię uparcie wpatrując się w telewizor. Nie chce go teraz widzieć. Nie chce.
Cisza.
- Możemy pogadać Liam? – odzywa się po chwili.
- Ta jasne – chłopak wstaje i razem idą w stronę kuchni. Gdy znikają mi z pola widzenia, wstaje i na palcach podchodzę do drzwi od kuchni.

To, co po chwili słyszę, nie należy do najmilszych wypowiedzi na mój i nie tylko mój temat.
                                   ***

wtorek, 30 lipca 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part IV

Idę do najbliżej położonego od stadionu parku. Nie mam ochoty na siedzenie w pustym domu przyjaciela. Szybkim krokiem mijam tłum fanek i rozczochraną dziennikarkę. Serio, ma naprawdę… specyficzną fryzurę.
- [t.i] [t.n] ? – słyszę za sobą czyjś piskliwy głos. Przyśpieszam kroku. To na pewno ta dziennikarka. Po chwili kobieta jednak staje przede mną. Jest strasznie zdyszana.
- Przepraszam, ale nie mam czasu – staram się mówić uprzejmie, ale nie za bardzo mi to wychodzi.
- To zajmie tylko chwilkę – mówi i w tym samym momencie dołącza do nas kamerzysta. Wzdycham głośno i przewracam oczami. Kobieta chyba wzięła to za „Tak”, bo pyta:
- A więc: przyszłaś na koncert Harrego?
Kurde. Jak ci dziennikarze są wkurzający!
- Nie, nie przyszłam na koncert ONE DIRECTION– mówię stanowczo, idąc w kierunku parku. Dziennikarka drepcze tuż przy mnie, a za nią idzie kamerzysta. Czy tylko mi się tak wydaje czy media uważają, że w skład 1D wchodzi tylko Harry Styles?
- Czemu nie?
- A czemu tak?- uśmiechnęłam się cierpko po czym dodałam: - Przepraszam, ale naprawdę się spieszę.
Starałam się ją wyminąć, ale Rozczochrana nie dała się tak łatwo spławić:
- Jak układa ci się z Harrym? – zaszczebiotała. Jaka ona jest upierdliwa! Nie ma własnego życia czy co?
- NAPRAWDĘ MUSZĘ JUŻ IŚĆ – powtórzyłam stanowczo.
- Jak układa ci się z Harrym? – powtórzyła już mniej przyjaznym tonem.
- Jeżeli jest pani tego taka ciekawa, to niech się pani go sama spyta i proszę mnie do cholery zostawić w spokoju! – wybuchałam. Rozczochrana stanęła jak wryta. Chyba się tego nie spodziewała. Dobrze jej tak, przynajmniej nareszcie mogę sobie pójść. Jednak przez to wszystko straciłam ochotę na spacer po parku. Głupi babsztyl! Postanowiłam wrócić do domu Liam’a i poszukać w Internecie jakichś ofert na wynajęcie mieszkania, bo przecież nie mogę mieszkać u niego do końca swoich dni.

*pare godzin później*

Leżę na sofie zajadając się popcornem i oglądając jakieś wiadomości. Jestem z siebie strasznie zadowolona, bo udało mi się znaleźć ładne mieszkanie w przyzwoitej cenie i za dwa dni jestem umówiona z właścicielem. Zerkam na zegarek – 21.00. Liam pewnie prędko nie wróci. Zapewne mają teraz jakieś backstage party i dobrze się bawią. Harry obczaja jakieś laski, a potem pójdzie z nimi do łóżka i … Na samą myśl robi mi się niedobrze i mam szklanki w oczach. Z zamyślenia wyrywa mnie mój własny głos dochodzący z telewizora:
- Nie, nie przyszłam na koncert ONE DIRECTION.
Patrzę telewizor i widzę tam siebie oraz rozczochraną reporterkę.
Po chwili dochodzi do momentu:
- Jeżeli jest pani tego taka ciekawa, to niech się pani go sama spyta i proszę mnie do cholery zostawić w spokoju!
Widać jak odchodzę, a Rozczochrana otrząsa się z szoku i mówi:
- Czyżby pomiędzy Harrym a [t.i] coś się nie układało?
Po chwili przerzutka na studio w którym dziennikarz mówi:
- Zapytany o to Harry Styles powiedział:
Teraz widzę Harrego za sceną.
- [t.i] to przeszłość – mówi twardo i wychodzi na scenę.
Zatkało mnie, po prostu mnie zatkało. To ja tu się powstrzymuję od powiedzenie, że się rozstaliśmy, bo zachowywał się jak zwykły cham i gbur i robił mi awantury, a on tak po prostu mówi, że jestem przeszłością?!
- Fakaj się! – dre się w kierunku telewizory jakby Styles mógł mnie dzięki temu usłyszeć.
Naglę czuję, że strasznie mnie mdli. Jak najszybciej biegnę do łazienki, a po minucie moja kolacja jest już w kiblu.
świetnie. Na dodatek rzygam, czyli, że jestem chora. Albo to przez ten stres.
Czuję, jak po polikach zaczynają spływać mi łzy. „Nie” mówię sobie. Muszę być silna. Szybko wycieram łzy, aby nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Idę do kuchni i stamtąd wyciągam wielką tabliczkę czekolady, którą zjadam w 15 minut. Zapewne była przeterminowana, ale co mi tam i tak już rzygam.
- Dziękuję ci – mówię do pustego opakowania po czekoladzie – Tylko ty mnie rozumiesz. Kocham cię – Przytulam je, po czym wrzucam opakowanie do śmietnika.
Następnie siadam na kanapie i włanczam jakiś horror. Dopiero po chwili uświadamiam sobie sytuację sprzed chwili:
- Co ja przed chwilą zrobiłam? – marszczę brwi. Dobrze, że nikt tego nie widział. Chyba przez to całe rozstanie mi odbija. Chociaż część tego co powiedziałam to prawda – czekolada jest najlepszym przyjacielem zranionej kobiety.
Postanawiam zająć się oglądaniem filmu, jednak po 15 minutach zasypiam.
***

poniedziałek, 29 lipca 2013

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" Part III :)

Budzę się ze snu z Harrym w roli głównej. Wzdycham głęboko. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Zerkam na zegarek – godzina 10.00. Zazwyczaj śpię o wiele dłużej. Wstaję z łóżka i dopiero teraz orientuje się, że jestem strasznie głodna, więc od razu kieruję się do kuchni. A więc co by tu teraz zjeść? Już wiem naleśniki! Szykując odpowiednie produkty, dopiero po chwili zauważam kartkę o następującej treści:
” Jak zapewne wiesz, mamy dzisiaj z chłopakami koncert, a więc wrócę późno. Czuj się jak u siebie. I pamiętaj co mi obiecałaś – masz się wziąć w garść.
Liam „                                                                
- Nic takiego nie obiecywałam – mówię, chociaż wiem, że nikt tego nie słyszy. Jednak zdaje sobie sprawe, że chłopak ma rację, muszę wziąć się w garść. Nie ma innej opcji.
A więc biorę się za robienie naleśników. W gotowaniu jestem dobra, albo jak mówi Niall jestem „najlepsiejszym mistrzuniem mistrzuniów”. Gdy naleśniki są już gotowe robię im zdjęcie i wysyłam je Niall’owi z podpisem:
”Patrz i mi zazdrość”.
Po minucie dostaje odpowiedź:
”Ejjjj … To nie fair! Z ciebie to naprawde zła kobieta jest! Pamiętaj, że jutro przychodzę do was na kolację J
Ugh… No tak, zapomniałam. A więc Niall jeszcze nie wie. Dlaczego to ja muszę być tą, która mu powie?
” Ja i Harry nie jesteśmy już razem”
Tym razem przerwa pomiędzy esemesami jest o wiele dłuższa, bo odpowiedź dostaję dopiero po piętnastu minutach.
” Przykro mi”
Uśmiecham się ponuro:
” Dlaczego? Tymczasowo mieszkam u Liam’a, więc możesz przyjść jutro na kolację do niego ;) „
”No to będę”
I to by było na tyle, jeśli chodzi o esemesy. Po zjedzeniu naleśników postanawiam wyjść na dwór i trochę się przewietrzyć. A więc idę do swojego pokoju i przebieram się w miętowe rybaczki i szary bezrękawnik z nadrukiem. Na nogi zakładam vansy. Wracam powrotem do kuchni i tam ostatniego naleśnika wkładam do śniadaniówki, którą umieszczam w swojej torebce.
*Na dworze*
Dzwonie po taksówkę, która przyjeżdża po jakichś pięciu minutach.
- Dzień dobry – uśmiechem witam kierowcę.
- Witam – mężczyzna odwzajemnia uśmiech – Gdzie panienke podwieźć?
- Pod stadion Wembley, poproszę – odpowiadam. Lubię być dla ludzi miła. To, że mi się nieukładna, to nie znaczy, że inni też mają to odczuć.
*15 min później*
Mimo, że koncert odbędzie się dopiero za jakieś pięć godzin, pod stadionem zebrał się już dość spory tłum fanek. Przede mną trudne zadanie, bo muszę się przez ten cały tłum przecisnąć. Ehhh no trudno… dam radę. Zaczynam pchać się do przodu, co chwile mówiąc „Przepraszam”, aż w końcu udaje mi się dojść do barierek. Po chwili zauważam przy wejściu na obiekt, znajomą postać.
- Paul! – dre się – Paul!
Mężczyzna zauważa mnie i podchodzi bliżej.
- Witaj [t.i] – uśmiecha się.
- Hej! – odwzajemniam uśmiech – Mógłbyś to dać Niall’owi? – wyciągam z torebki śniadaniówkę.
- Co to? – pyta podejrzliwie.
- A co można dać Niall’owi? – śmieję się – To jedzenie, a konkretniej naleśnik.
Paul odbiera ode mnie opakowanie i zagląda do niego.
- Następnym razem mogłabyś też pomyśleć o biednym ochroniarzu – uśmiecha się – Dobrze, przekażę mu tego naleśnika.
- Dzięki – mówię i odchodzę, kierując się w stronę domu.
10 minut później dostaję esemesa od Niall’a:
”Dzięki! Jesteś wspaniała! xoxoxoxoxoxoxo”
Uśmiecham się pod nosem. Liam miał rację – jestem silna i to przetrawam.
***
Uśmiech by­wa ak­tem męstwa, smu­tek to słabość i pos­ta­wa zbyt wy­god­na. Być ra­dos­nym i dob­rym, kiedy świat jest smut­ny i zły, to do­piero odwaga.”

***

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać"part II ;)

Siedzę w parku na ławce, przeżywając to, co się przed chwilą stało. To była zła decyzja, że przyszłam w to miejsce. Wokół pełno zakochanych par okazje sobie uczucia, co nie polepsza mojego stanu. Nie mam im tego za złe, niech cieszą się sobą, życzę im wszystkiego dobrego.
Wstaję z ławki, ale po chwili znów na niej siadam, orientując się, że przecież nie wiem, gdzie mam teraz iść. Wyciągam z kieszeni telefon i wybieram numer do Liam’a – mojego najlepszego przyjaciela.
- Halo? – słyszę jego głos w słuchawce.
- Cześć Liam – mówię drżącym głosem.
- Hej [t.i]. Stało się coś? – w jego głosie można wyczuć niepokój.
- Mogę do ciebie teraz przyjść? – ignoruję jego pytanie.
- Tak, jasne.
Rozłączam się i zaczynam iść w kierunku jego domu. Po policzkach spływają mi łzy, które nieudolnie próbuję powstrzymać. Nie mogę płakać. Moja decyzja była słuszna, postąpiłam rozsądnie. Jednak nie mogę, nie mogę przestać opłakiwać naszego rozstania.
Nareszcie docieram do domu przyjaciela. Szybko wycieram łzy i naciskam dzwonek do drzwi. Dziesięć sekund później drzwi otwiera mi Liam.
- Cześć – mówię sztywno.
- Hej, wejdź – gestem zaprasza mnie do środka. Wchodzę, a on szybko zamyka za mną drzwi. Przez chwilę patrzę mu w oczy, zastanawiając się czy powiedzieć mu o zdarzeniach ostatnich kilku godzin. Decyzję podejmuję szybko, wiedząc, że sama sobie z tym nie poradzę.
- Zerwałam z Harrym. – mój głos nie wyraża żadnej emocji. Liama wyraźnie zatkało. Po poliku spływa mi jedna łza, a za nią następna i następna. Kieruję się w stronę salonu i siadam na kanapie, to właśnie na niej poznałam mojego byłego już chłopaka. Po chwili dołącza do mnie Liam.
- Jak to? – pyta cicho.
- Pokłóciliśmy się, znowu – mówię drżącym głosem – Od waszego powrotu z trasy, często to robiliśmy.
- Nic mi nie mówiłaś – mówi Liam, w jego głosie wyczuwam smutek.
- Myślałam, że to przejdzie, że to przejściowe – przerywam na chwile, aby zaczerpnąć powietrza.
- Jednak nie mogłam już tego wytrzymać i… odeszłam – ostatnie słowo wypowiadam cicho prawie niedosłyszalnie. Po tym wyznaniu zalewam się łzami. Czuję, jak chłopak przytula mnie i głaszcze po głowie.
- Musisz odpocząć – szepcze.
- Tak – mówię. Czuję się jak w transie, jak w  jakimś złym śnie. Kieruję się do pokoju w którym parę razy już spałam, a tam kładę się na łóżku i wycieńczona zasypiam.

Budzę się w środku nocy i czuję, że wyraźnie mnie mdli. Szybko biegnę do toalety i tam zaczynam wymiotować. Po chwili siadam na kafelkach i przykładam rozgrzane czoło do zimnej powierzchni boazerii. Po mojej twarzy spływa łza, a za nią kolejna i kolejna. Zaczynam głośno szlochać. To wszystko miało być inaczej! Inaczej! Wiązałam z nim wielkie nadzieje, ale to wszystko się skończyło. A ja nadal cierpie. To niesprawiedliwe! Zamykam oczy, aby choć trochę się uspokoić, jednak to nic nie daje, zaczynam jeszcze głośniej szlochać. Zaciskam mocniej oczy.
- Uspokój się [t.i]! uspokój! – rozkazuję sobie. Czuję jak ktoś mnie przytula. Otwieram oczy – to Liam. Nawet nie usłyszałam jak wszedł.
- Ciii – uspokaja mnie – Nie płacz. Musisz zapomnieć.
- To nie takie łatwe – szepczę.
- Wiem, ale dasz radę, wiem to. Jesteś silna, poradzisz sobie, tylko nie płacz. Jeszcze sobie kogoś znajdziesz, kogoś kto cie nigdy nie zawiedzie.
- Ja go tak mocno kochałam. – łkam.
- Wiem.
- J-ja myślałam nawet, że to będzie coś na całe życie – wyznaje – Dlaczego tak szybko się skończyło?! Dlaczego?!
- Widocznie tak musiało być.
- Ale dlaczego?! – pytam jakby on znał odpowiedź na wszystko.
- Nie wiem. Ale wszystko będzie dobrze.
- Kłamiesz.
- Nie kłamię.
- Kłamiesz.
- Nie.
Jego optymizm zaczyna mi się udzielać. Wszystko będzie dobrze, tylko muszę zapomnieć. Zapomnieć.
- Chodź. Musisz się wyspać, żeby nabrać sił – delikatnie pomaga mi wstać z podłogi i prowadzi do pokoju. Tam kładę się na łóżku, a on przykrywa mnie kołdrą.
- Dziękuję, Liam – mówię cicho, wycierając ostatnie łzy.
- Zrobiłabyś dla mnie to samo – uśmiecha się.
- Idź już. Ty też musisz się wyspać – odwzajemniam uśmiech.
- Oj tak. Czeka mnie jeszcze niańczenie Harrego – po chwili uświadamia sobie, co powiedział i patrzy na mnie z zakłopotaniem.
- Przepraszam, jeśli sprawiam ci kłopot – mówię, czując jak w oczach zbierają się łzy.
- Nie, to nie tak. Chodzi mi o to, że Harry wkurzył mnie tym, jak bardzo cie zranił i przez niego płaczesz, a pewnie będę go musiał jutro pocieszać, chociaż to wyłącznie jego wina, że cie stracił. – wzdycha, siadając obok mnie na łóżku.
- Wątpie, żebyś musiał go pocieszać. Szybko sobie z tym poradzi – uśmiecham się sarkastycznie. Liam wybucha śmiechem.
- Chyba naprawdę się niedoceniasz.
- Czemu?
- Myślę, że twoja teoria się nie sprawdzi i będzie zupełnie na odwrót.
Wzdycham. Jeszcze zobaczymy kto tu ma rację. Chłopak wstaje i kieruje się w stronę drzwi.
- Liam?
- Tak? – odwraca się.
- Dzięki, za wszystko. – Uśmiech się.
- Spoko. Jak masz problem, to zawsze możesz przyjść z nim do mnie. Jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka. Zawsze ci pomoge. – To wyznanie głęboko mnie wzrusza. Dzięki niemu wiem, że jest na świecie ktoś, komu choć trochę na mnie zależy.
- Wiem, że to niewiele znaczy, ale ty też możesz na mnie liczyć. – uśmiecham się lekko.
- Znaczy bardzo wiele – puszcza mi oczko – A teraz idź już spać. Dobranoc. – mówi i wychodzi.
- Dobranoc – odpowiadam, a po piętnastu minutach zasypiam niespokojnym snem.
            ***
„Przyjaciele są jak ciche anioły, które unoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały, jak latać”

***

Imagin "Coś kończy się, żeby coś mogło trwać" (z Harrym)

To wszystko jest już bez sensu. Nie daje rady. Kolejna kłótnia, kolejne łzy. Czekam na niego jak głupia przez tyle czasu, gdy jest w trasie i świetnie się bawi, a gdy już wraca, tylko kłótnie, kłótnie, o wszystko, o byle co. Miłość. Dlaczego musi być tak okrutna? Dlaczego musi się kończyć, wypalać? Właśnie. Pomiędzy mną a Harrym coś się skończyło, runęło jak domek z kart, tak nagle i bezsensownie.
Siedze w fotelu z podkulonymi nogami i cicho płacze. Podnosze wzrok i widze jego, wpatrzonego we mnie. Stoi z założonymi rękoma, oparty o szafkę. Patrzymy na siebie uważnie. W jego oczach nie widze już tej dawnej miłości, jak kiedyś, tego blasku, który tak mnie pociągał i kusił. Pozostała tam tylko złość i … nic więcej. Patrzy na mnie z zawodem, jakbym coś zrobiła. Po moim policzku spływa łza. Nie mogę, nie mogę wytrzymać tego bijącego chłodem Harrego. To nie ten sam człowiek, w którym się zakochałam, nie ten. Gdy tak na niego patrze, podejmuje decyzje i bez słowa wychodzę z pokoju. To trudne, ale słuszne. Wchodze do naszej wspólnej sypialni, przesiąkniętej tyloma wspomnieniami. Żałuję, bardzo żałuję, ale co mam zrobić? Nie mogę zostać, nie dam rady. W pośpiechu pakuję do walizki swoje ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Po chwili jestem gotowa, gotowa, by zacząć nowy rozdział w życiu. Wchodzę do salonu, w którym stoi Harry, w tej samej pozie co wcześniej.
- Harry…
Podnosi wzrok, ale nic nie mówi.
- Odchodzę.
Znowu nic. Jego wzrok jest pusty. Jakbym widziała ciało, w którym brak duszy. Obserwuje, jak jego oczy, mimo obcego wyrazu, napełniają się łzami. Jednak on nie płacze, w przeciwieństwie do mnie.
- Za parę dni, wrócę po reszte moich rzeczy i oddam ci klucze.
Cisza.
- Harry?
- Tak? – słyszę jego ochrypnięty głos, który tyle razy dawał mi ukojnie. Lecz nie dziś, nie teraz.
- Przykro mi, że tak to się skończyło – zaczynam – Myślałam, że to będzie coś więcej, coś na całe życie … - przerywam, dławiąc się łzami.
- Myliłam się.
Widzę, jak po jego policzku spływa pojedyncza łza. Odruchowo wycieram ją palcem, przywołując na twarz wymuszony uśmiech. Kąciki jego ust unoszą się lekko, lecz również jest to wymuszone.
- Ja naprawdę cię kochałam – wspinam się na palce i delikatnie całuję go w usta. To moje pożegnanie.
- Żegnaj, Harry – odwracam się i powolnym krokiem odchodzę. Gdy już jestem przy drzwiach słyszę:
- Żegnaj [t.i]. Mi też jest przykro.
Wychodzę. Stoję tak jeszcze przed domem dobrych parę minut, próbując uspokoić myśli. Zaczyna padać, a ja ruszam na przód, ciągnąc za sobą walizkę. Nie obchodzi mnie dokąd idę, to nie jest ważne. Ważne jest to, że nie ma już NAS. Jestem tylko ja i on, od teraz prawie obcy sobie ludzie. Los nie jest sprawiedliwy, życie nie jest sprawiedliwe. NIC nie jest sprawiedliwe.

I tak właśnie umierają marzenia… i nadzieja, na lepsze jutro.

                        …